Sesja XXII: Haka'torvhak
General Summary
Beren Colworn przesłuchał Karolę Lassinus i trochę się od niej dowiedział. Cała dawna drużyna Berena pracuje dla Eillany z bardzo prozaicznego powodu: pieniądze. Rave Krayci, najemnik Domu Deneith i Kord Lanner są w Sharn. Jahanah Askarda miała powstrzymać bohaterów. Nie wie, gdzie jest reszta. Nie wie też, gdzie jest Illabis, ale wie, że Eillana Downdust pracowała dla Illabis. Po rozmowie, po chwili wahania, Beren oszczędził życie Karoli. Ta zapewniła, ze zamierza zmienić towarzystwo z jakim się zadaje…
Przed udaniem się na spoczynek, Ebba d'Jorasco chciała rzucić zaklęcie Lesser Restoration by odwrócić starzenie się Berena. Do tego potrzebowała pył diamentowy w sporej ilości - ku jej zdziwieniu, taki właśnie postacie mieli pod ręką! Dokładniej, to mieli duży diament i odkroili z niego kawałek i zmielili… Ebba rzuciła zaklęcie i postarzenie się Berena, po nieszczęśliwym wyssaniu energii przez ducha, znikło jak ręką odjąć. Niestety, po chwili stan zdrowia Ebby gwałtownie się pogorszył, osunęła się na ziemię… Próby leczenia jej nic nie wskórały, nawet magiczne!
Bohaterowie postanowili odpocząć, by Karvnari mogła przygotować zaklęcie, które umożliwi jej wysłanie wiadomości do Xinhxahuala by zorganizować i zsynchronizować zamknięcie portalu. Niestety, Ebba po kilku kolejnych godzinach zmarła. Nie przetrwała…
Postacie zamknęły portal, zamieniając się z Xinhxahualem miejscami. On zamknął portal w Risii, postacie w Obserwatorium. Jak się wszystko uspokoiło, zeszli z Obserwatorium do obozy wydobywczego pod górą. Tam odebrali zapłatę, porozmawiali i ruszyli do Newthrone. Nie mieli czasu zrealizować talonu, jaki dostali od Berthy za dobrze wykonaną robotę wcześniej, ale szybko zakupili brakujących przedmiotów i zapasów, a następnie, wyruszyli do Haka'torvhak.
Droga była długa. I pełna niespodzianek, jak się okazuje.
Wpierw, napotkali osadę na wzgórzu, nieopodal pełnego ryb wartkiego strumyka. Co dziwne, miasto okazało się wyludnione. W taki podejrzany sposób: wszystkie rzeczy mieszkańców zostały, w tym ubrania, napoczęte jedzenie i tak dalej. Po prostu, mieszkańcy znikli. Wszyscy zaczęli się rozglądać.
Beren Colworn i Sophie Shackleton szukali domu wójta, a jak go odnaleźli, w środku oprócz jednego zdobionego pucharu, nie znaleźli niczego interesującego. Ot, zwykła wioska na pograniczu cywilizacji i dziczy.
Karvnari znalazła ślady kilkudziesięciu osób, które prowadzą z wioski na zachód. W tym samym czasie, Valsharessa Tirnael znalazła ślady niedużego oddziału Valenarów, który obserwował wioskę z bezpiecznej odległości, potem udał się na wschód. Znalazła też resztki pestek, które tworzyły ścieżkę, prowadzącą na północ od osady.
Po burzliwej rozmowie, Karvnari postawiła na swoim i bohaterowie skierowali się na zachód, ku ostatniemu znanemu celowi podróży mieszkańców. Po pewnym czasie jeden ze śladów znikł. Potem kolejny. Każdy jednak, przy drzewie. Valsharessa zaciekawiona, dźgnęła drzewo końcem sejmitara i wszystkich zdziwiła reakcja drzewa - pochyliło się nad postaciami. Karvnari instynktownie, nie wierząc w powodzenie akcji, połączył się z drzewem mentalnie i udało jej się dojść z nim do porozumienia! Ale to, czego się dowiedziała, nie brzmiało dobrze. Otóż drzewo, Cherryspruce, powiedziało, że dwunożne zwierzęta same do nich przyszły, położyły się pod korzeniami i dały się zjeść.
Bohaterowie postanowili nie zadzierać z grupą ponad 40 ożywionych drzew i wrócili do wioski. Teraz postanowili iść szlakiem na północ, tam, gdzie kierowały pestki czereśni. Po pół godzinie drogi, dotarli na niewielką polanę, gdzie leżał koszyk z resztą czereśni (do których już się dobierały insekty) i gdzie ktoś ich obserwował! Po wywołaniu „wilka z lasu”, okazało się, że ów wilk to podstarzały, źle ubrany i cuchnący ork, który przedstawił się jako Duluk, opiekun lasu. Napotkał postaci i chciał sprawdzić, czy to czasem nie oni są odpowiedzialni za los mieszkańców. Powiedział, że też napotkał tą wioskę i szuka ich mieszkańców. Powiedział też, że jest elfem, więc nie wiadomo, czy można ufać jego słowom… Postanowili więc wszyscy ruszyć dalej wzdłuż pestek. Po kilkunastu minutach, dotarli do dużego samotnego drzewa, z ogromną dziuplą, wieńczącego niewielkie wzgórze. U podstawy drzewa zobaczyli małą, czteroletnią, dziewczynkę bawiącą się w łapki z driadą! Gdy wyszli z linii drzew, driada zareagowała defensywnie, sycząc na postaci.
Jako, że rozmowa była kłopotliwa, bo nie wszyscy rozmawiali tym samym językiem, Karvnari obdarowała wszystkich magiczną zdolnością do rozumienia tego, co się do niej mówi. Dzięki temu dowiedzieli się, że driada, Fernoris, mieszka tutaj i opiekuje się tym fragmentem lasu. Znalazło to ludzkie szczenię i się nim zaopiekowała i zastanawia się, czy nie zaadaptować jej i nie wychować jak driady. To zdecydowanie nie spodobało się Dulukowi, który wręcz domagał się by zwrócić dziecko do ludzkiego plemienia, argumentując, że to nienormalne.
Rozmowa chwilę trwała i doszło do impasu, który rozwiała Valsharessa, korzystając z magicznej zdolności nowo zdobytej maski - odczytała myśli, krążące w głowie Fernoris i wyszło na jaw, że to ona odpowiedzialna jest za śmierć mieszkańców! Skonfrontowana z oskarżeniami, przyznała się i broniła się twierdząc, że zrobiła to by chronić las przed tymi barbarzyńcami! Zadziwiająco, pomimo pierwszej reakcji Valsharessy by zgładzić zdradliwą i morderczą driadę, pozwoliła jej odejść. Dopiero po dłuższej chwili doszło do niej co zrobiła i najprawdopodobniej, padła ofiarą magicznego wpływu Fernoris na jej umysł!
Duluk wziął dziewczynkę pod ramię i powiedział, że dostarczy ją do mieszkańców najbliższej osady. On sam, w ramach podziękowanima, szybko odnajdzie postaci z powrotem (co trudne nie będzie, biorąc pod uwagę, jak hałasują…) i zaprowadzi ich do Haka'torvhak najkrótszą i najbezpieczniejszą drogą.
Po jakimś czasie podróży, i przewodnictwie Duluka, postacie dotarli na stary kamienny trakt. Droga prowadzi obecnie przez podmokłe, bagniste, zalesione tereny. W powietrzu zaczęła unosić się mgła, ograniczająca widoczność. W pewnym momencie, postacie poczuli się obserwowani i doszło do spotkania z Jaszczuroludźmi. Prawie 50 osobowa grupa, pod przewodnictwem Quina, odprowadziła postaci do bram Haka'torvhak, w zamian za dary (ku niezadowoleniu Quina, darem była jedna racja podróżna…). Przy bramach czekał Cuetzpallea Ixtlilxochitl, dowódca garnizonu miasta. Przedstawił się i sytuację postaci i przekonał ich do przeprowadzenia rytuału oczyszenia. Po przebraniu się w togi, zjedzeniu surowego krokodyla, popiciu krwi z legwana i nawdychaniu się „bagiennego ziela”, zostali wpuszczeni do miasta.
Tam, dość szybko doszło do spotkania z Olashtaiem, który dość podekscytowany mówił o artefakcie i podziwiał jaszczurze miasto. Miasto jest zamieszkałe w niemal całości przez łuski, gdyby nie liczyć gromady ciepłokrwistych niewolników… Olashtai i Ceutzpallea odprowadzili postaci przed pałac, by złożyli dary. Tam, na jednym z ołtarzy, Valsharessa ujrzała ostrze elfiego sejmitaru. Chwilę później, doszło do spotkania z istotą, której się nie spodziewali spotkać tak szybko i w tak bezpośredni sposób. Wylądował przed nimi ogromny czarny smok, o znacznej sile i majestacie: Rhashak. Podczas rozmowy postacie i smok zawarli porozumienie. Odnajdą dla smoka w czeluściach podziemnego kompleksu miasta zwój, którego on pożąda, w zamian za elfie ostrze i wyda grupę Valenarów, którzych Valsharessa ściga. To będą dwie pieczenie na jednym ogniu, bo w tym samym miejscu co zwój, ma się znajdować artefakt, o którym wspominał Olashtai: czarna nieprzenikniona sfera.
Po skończeniu rozmowy, smok odleciał a postacie, po krótkiej rozmowie, postanowili ruszyć do Wygasłego Wulkanu.
Wspięcie się na górę nie zajęło aż tyle czasu, ale było trochę męczące. Wejście do podziemnego kompleksu wyglądało majestatycznie. ogromna kwadratowa jama o szerokości 40 stóp była pełna nieprzeniknionej ciemności. Po wejściu do środka, w pierwszym jeszcze tunelu, postacie dojrzeli wyłom w ścianie, a tam, komnatę wyglądającą na starą kuźnię. W środku znajdowały się trzy jaja, w tym jedno wyklute i ich strażnik. Duży ognisty wąż, który kazał Karvnari "spieeeeeerdalaaaaaać, bo wezwie tatę!”. Pomimo pierwszego instynktu Valsharessy by zatłuc węża i zobaczyć, co jest w środku jamy, udało się nie doprowadzić do przemocy nad zwierzętami. Beren Colworn stał się niewidoczny dzięki pyłowi Valsharessy i zajrzał do środka. Znajdowały się tam trzy skrzynie. Niestety, zamki okazały się być wyłamane a zawartość skrzyń dawno temu zrabowana.
Rozczarowany Beren szacował, czy da radę wynieść i ukryć gdzieś czarne bazaltowe jajo o średnicy dwóch stóp, ale ostatecznie zostawił temat do przemyślenia podczas powrotu. Chwilę potem, postacie ruszyły dalej wgłąb wulkanu…
Report Date
10 Jul 2021
Comments