P6310m
P6310m
Jednostka medyczno-bojowa, dwumetrowy składak z dwóch modeli przeznaczonych na kasację, złożony do użytku prywatnego, który stara się wtopić w tłum biologicznych form życia nosząc płaszcz i kapelusz.
View Character Profile
Alignment
Praworządny Neutralny
Age
6
Date of Birth
14 Olarune 992
Children
Gender
męskie oprogramowanie
Eyes
czerwone
Hair
brak
Skin Tone/Pigmentation
srebrny
Height
203
Weight
140 kg
Remove these ads. Join the Worldbuilders Guild
Zadania
Wrócić do Stormreach
Dopilnować przejęcia Czarnego Frachtowca
Ogarnąć wspomnienia z drzewa
Pamiętać o Tul'kas i maszynie
Odnaleźć łajbę 7541
Zapytać 23 o wizje Mabar oraz przebłyski wspomnień dawcy
Dziennik osobisty - wpisy bieżące
23 Dravago 998
Podróż na Xen’drik
16 Eyre 998 - Poznanie Stormreach
17 Eyre 998 - Droga do Atar
18 Eyre 998 - Spotkanie z Umbragen
19 Eyre 998 - Walka z rycerzami Trupiej Pani
20 Eyre 998 - Walka z Vennys
Dotarliśmy do ruin i po pierwszych starciach z nekromantami i szkieletami, z 23 u boku, odnaleźliśmy Vennys. To była szczęśliwa chwila. Powiedziałem jej o ślubie z Binbonem. Vennys powiedziała, że artefakt miał trafić pod ochronę domu Medani. Coś ukrywała.
Vennys okazała się zdrajcą i zaatakowała Binboma. Doświadczyłem wielokrotnego błędu systemu.
Po bardzo długiej walce pokonaliśmy Vennys, Umbragen zjawili się by zabezpieczyć artefakt.
Odstawiliśmy 23 do Vol i udaliśmy się na spotkanie z mamą Hael'ghi i kapitanem Morriganem. Obserwacja: mama Hael'gi jest miłą osobą, Zbyszek jest puchaty.
Kolacja w domu Hael’ghi była przyjemnym doświadczeniem. Jej ojciec Ketan to wielki wojownik, który nie tylko walczył z setkami gigantów, ale też nigdy nie bawił się źle gdy wychodził z domu. Jej mama, Mizrin, zdecydowanie przelewa zostawione jej pod opieką kwiatki, ale nie specjalnie – wydaje się być kobietą o bardzo pozytywnym nastawieniu. Siostra Hael’gi natomiast pozostawiła mnie z mieszanym wrażeniem. Pomimo zaprzeczeń rodziny, odniosłem wrażenie, iż Narcelia jest zodiakarą. Modli się też głośniej niż to konieczne.
Rodzina Hael’ghi poinformowała nas o problemach jakich doświadcza chwilowo z plemieniem Vulkoori, które morduje turystów i odmawia współpracy.
21 Eyre 998 - Vulkoori, koboldy i kłusownicy
Na początku udaliśmy się do ołtarza, a następnie podążyliśmy za śladami małych jaszczurzych stópek. W niewielkiej jaskini natrafiliśmy na dwa urocze koboldy – grabieżców świętych bułek i figurki. Artefakt został odzyskany po dobroci, teraz koboldy zgodziły się doprowadzić nas do osady kłusowników oraz rozbroić część pułapek. Tug i Mug wywołały u mnie intensywną potrzebę głaskania. Reakcja ta nie wystąpiła u reszty grupy. Koboldy ograbiły ołtarz z głodu i nie stanowią zagrożenia dla zwierzyny. Zostały zmuszone do opuszczenia swoich kopalni po przejęciu ich przez krasnoludzkich górników. Tę sprawę również należy zbadać. Małe stworzenia budzące potrzebę głaskania nie powinny być głodne.
Tug i Mug doprowadzili nas do obozu kłusowników. Koboldy pozostały przyczajone, Hael’gha i Satros zakradli się od tyłu, ja i mój mąż poszliśmy porozmawiać by załatwić sprawę pokojowo. Rozmowy nie poszły zbyt dobrze. Dowiedzieliśmy się tylko, że grupa należy do elitarnej Gildii Bramy Śmierci (Brama Śmierci w Sharn oddziela miasto od cmentarza), zrzeszającej wykwalifikowanych poszukiwaczy przygód i byłych żołnierzy. Ponoć trudno się do nich dostać i jeszcze trzeba płacić składki – wnioskuję, że na poczet kursów rozstawiania sideł, jako że jest to sprawność, z którą grupa ewidentnie sobie nie radzi.
Walka wywiązała się dość szybko, zaledwie po trzech ostrzegawczych strzałach ze strony kłusowników. Trzeba przyznać, że kłusownicy byli zaprawieni w boju i potyczka nie należała do łatwych, jednak w końcu dobiegła do końca. Uwolniliśmy uwięzione zwierzęta, niestety tygrys kłusowniczki poległ w walce.
Gdy zbieraliśmy łupy, w obozie pojawił się kolejny kobold, który okazał się ojcem Tuga i Muga. Kav zdawał się nie ufać nam z początku. Wydaje się też, że nie był zbyt entuzjastyczny wobec tego, iż Binbom odciął zabitej kobiecie mięśnie pośladkowe, a ja zdjąłem całej trójce twarze. Pomógł nam jednak zatrzeć ślady, paląc zwłoki przy użyciu kostura ozdobionego smoczym okruchem Syberis i zgodził się udać do obozu Vulkoori.
W obozie, plemię Velnara podziękowało nam za pomoc i podarowało ładny bumerang. Drowy przyjęły też przeprosiny Tuga i Muga. Wszyscy się teraz przyjaźnią. Kav podzielił też się ze mną smutną wiadomością – matka chłopców i dwa inne koboldy zostały aresztowane i są przetrzymywane w Stormreach. Gdy czegoś się dowiemy, mamy mu dać znać zanim podejmiemy jakiekolwiek działania.
Spotkanie z Vol przy ognisku
Biały Kruk - człowiek, 23 tylko o nim słyszał
Biografia
Garrow - człowiek, czarne włosy, kleryk KW z Karrnath
Smargat - człowiek, miał potężny wąs, blond włosy
23 widział ich pod tawerną Czarny Frachtowiec w Stormreach, w środku nikogo wtedy nie było. Wyprowadzali operację z miasta do dżungli.
Bernadette, której ciało znaleźliśmy przy mantikorach - najprawdopodobniej szeregowa nekromantka pracująca dla Vennys
Nekromantka o długich białych włosach nazywała się Flora Damami i była uczennicą Vennys, ponoć lubiła się rządzić
lady Illmarow jest nazywana królową
23 doświadcza wizji znajomego, statycznego miejsca, w którym otaczają go cienie i pałace z czarnego kamienia. W czasie wojny miewał podobne, ale rzadko. Ich częstotliwość i intensywność zwiększyła się w Xen'drik
Mabar, plan, który najprawdopodobniej ukazuje się 23 w wizjach jest wielką pustką, która gromadzi negatywną, przeciwną do życia energię
w Xen'drik 23 dostrzegł, że może myśleć samodzielnie i oprzeć się kontroli swojego kościanego rycerza
kościani rycerze to żywi nekromanci
Krew Vol z Karrnath eksperymentowała z Mabar i próbowała udoskonalić swoich żołnierzy jej energią
23 uważa teorię, że Kaius I i III są tą samą osobą za bzdurną
Kaius I był inicjatorem wojny, ustanowił Krew Vol dominującą religią w Karrnath
Akil
został stworzony by pilnować jaskiń, w których teraz przebywa
znudził się i wyruszył w podróż, ale zaczął się rozkładać
wrócił i stworzył azyl dla wyznawców Krwi Vol w regionie
rozkłada się gdy przebywa za długo poza jaskinią
Alarich
Alarich nie wierzy, że Kaius I i III są tą samą osobą
Kaius III zdelegalizował nieumarłych i zapieczętował nieumarłą armię w skarbcu
po wojnie Karrnath boryka się z głodem i zarazami, utrzymuje stosunki handlowe z Thrane i Breland
Kaius III był inicjatorem podpisania pokoju, jest oskarżany w związku z tym o tchórzostwo przez Szmaragdowy Szpon
Kaius III podtrzymał decyzję o braku współpracy z Vol, chciał się odciąć od "nekroszopki", twierdząc, że przez nią Karrnath cierpiało największe klęski
obecnie w Karrnath czci się Gromadę, a na Vol krzywo się patrzy
Larx
dziecko Sien podarowało Hael'dze gumeczkę do ścierania w zamian za rysunek
Rankiem udaliśmy się na spotkanie z Panią Mamą Hael’ghi. Dostaliśmy zapłatę i spędziliśmy miły poranek w jej domu. Satros zaprzyjaźnił z Panem Tatą Hael’ghi, Zbyszek pożarł gumeczkę Hael’ghi, Narcelia zdjęła klątwę z Hael’ghi, Binbom próbował dyskusji o wynalazkach przyszłości z Panią Mamą Hael’gi, niestety nie trafił na podatny grunt. Dowiedzieliśmy się jednak, że kapitan Morrigan nie miewa się najlepiej. Jego problemy z alkoholem zatrzymały go w Stormreach i popchnęły do wysyłania nietrzeźwych wiadomości telepatycznych do Pani Mamy Hael’ghi.
Przed wejściem do miasta Elword palił właśnie rzeczy po Vennys. Wyjąłem jej notatnik i podążyłem za nim. Reszta ugasiła ognisko i zabrała to, co nie spłonęło. W mieście zauważyłem coś nowego – napisy na murach. Symbol X otoczony okręgiem i hasła: „nie chcemy żeby dwunastka pchała się w nasze sprawy”, „to jest Xen’drik, nie Khorvaire”, „nie chcemy waszych problemów i wojen”.
Usiedliśmy z kapitanem w tawernie Fenix.
Rozmowa z kapitanem była dość przygnębiająca i mało konstruktywna. To przykre. Przeżył to, co ja, ale bardziej i nie ma męża, z którym mógłby porozmawiać. Tylko nas – ludzi, którzy rzucili mu pod nogi głowę siostry.
Następnie udaliśmy się na zakupy, a Binbom zabrał się za wykonanie zbiornika na krew dla Hael’ghi. Wieczór również minął spokojnie. Poszliśmy z Hael’ghą do terrorystycznego baru, a Binbom z Satrosem zaprzyjaźnili się z dwoma kobietami. Satros rano był smutny.
Poznaliśmy Garrowa, wampira z SS i kapłana konkurencyjnego odłamu Krwi Vol. Nie chciałem go jeszcze zabijać, ponieważ wygodniej byłoby wydać go jego wrogom. Niestety straż miejska nie była zainteresowana. Kolejnym potencjalnym zainteresowanym może być Morrigan, ale warto najpierw zapytać Akila o wskazówki. Nie chcemy w końcu zaszkodzić jego społeczności. Dla wielu w Stormreach Vol to Vol i należy o tym pamiętać podejmując jakiekolwiek działania wobec SS. Na razie Garrow wydaje się pozytywnie nastawiony. Podzielił się z nami kilkoma informacjami, w tym chęciami stworzenia świątyni Vol w mieście.
Następnie poszliśmy dowiedzieć się czegoś o losie aresztowanych koboldów. Po krótkiej rozmowie z mało przyjaznym i jeszcze mniej kompetentnym szefem straży, udało nam się wykupić matkę Tuga i Muga oraz dwie inne koboldki. Nie było to tanie, ale nie podpadliśmy straży. Wygrana.
Dostarczyliśmy wykupione koboldy. Reszta szybko się nimi zajęła i dopiero wtedy zauważyliśmy jak bardzo były pobite. Nie mam dla tych strażników niczego poza pogardą.
Koboldy przybyły w okolice Stormreach z jaskiń w okolicach Kłów Argaraka, z których zostały wypędzone przez krasnoludy z Khorvaire. Nie chcą już wracać do starego domu. Przyjęły propozycję współpracy z Vulkoori. Opowiedziały nam też trochę o smoczym kamieniu jaki odnaleźliśmy przy nekromantach. W przeciwieństwie do okruchów Siberis, którymi dysponują koboldy, nasz pochodzi z Khorvaire i jest okruchem Khyber. Koboldy nie wiedzą jak go zakląć, ale zgodziły się na potencjalną zapłatę za nasze usługi w okruchach Syberis.
Mówiły też o tym, że w Stormreach szukały innych koboldów, które ponoć zamieszkują podziemia. Dowiedzieliśmy się później gdzie może być wejście. Musimy się skontaktować z Kavem.
Po drodze do jaskiń Vol zauważyliśmy migoczące światło. Hael’gha i Satros zbliżyli się do niego, ale czymkolwiek było, nie podjęło reakcji. My również.
Zgromadzenie Vol było już w pełnym, a nawet pełniejszym niż ostatnio komplecie. Na początku nie wiedzieliśmy co się dzieje, ale szybko zostaliśmy wprowadzeni w Ceremonię Krwi. Każdy chętny miał przeciąć dłoń i spuścić nieco krwi do naczynia. Binbom i Satros dołączyli do obrzędu, Akil nakazał mi się wstrzymać, a Hael’gha wstrzymała się sama. Okazało się, że zebrana krew była przeznaczona dla mnie – nowego kapłana Vol. Trudno mi opisać ten moment. Pierwszy raz od zakończenia służby mam formalny cel, jednak tym razem bez jasnych rozkazów. Jedyne, czego się dowiedziałem to to, że Akil jako kapłan Vol nie popiera pozbawiania życia – nawet Garrowa. Przekazał jednak kilka porad związanych z walką z wampirami.
W czasie ceremonii dowiedzieliśmy się o śmierci członka społeczności – Retara, który został zasztyletowany w Starej Bramie. Podejrzewamy Srebrny Płomień lub samozwańczą milicję, Rycerzy Thrane, którzy żyją w niezgodzie z Mieczami z Karrn i zwykłymi Karrnijczykami. Zbadamy to. Khashana podpowiedziała nam, że powinniśmy poszukać Mazratha – rzeźbiarza z portu, który wiele wie.
Po drodze zaatakowały nas dwa giganty. Nie żyją. Noc spędziliśmy w domu Pani Mamy Hael’ghi. Dowiedziałem się, że prochy po rzeczach Vennys nie przetrwały. Odczułem emocję, którą można nazwać przytłaczającym smutkiem.
Mazrath okazał się podstarzałym niewidomym elfem, który jednak doskonale radzi sobie z dłutem. Był też rozmowny. Lubię rozmownych ludzi. Opowiedział nam o stosunkach Karrnijczyków z Thranami, o tym, że straż służy w Stormreach wyłącznie Lordom. Poradził nam też odwiedzić tawernę, w której są kotki (Kot Pokładowy) i wskazał miejsce, gdzie można wejść do wodociągów, w których możemy znaleźć koboldy. Powiedział, że jeśli chcemy dowiedzieć się więcej, musimy go eskortować w pewne miejsce. Zgodziliśmy się.
Udaliśmy się później do rafinerii, gdzie poznaliśmy Gertana, Karrniczyka, który pracował z Retarem. Człowiek był na początku nieufny, ale chyba nas polubił. Powiedział, że Retar miał romans z Thranką – Klaudią. Opowiedział też o tajemniczym Skowronku – głosie niezadowolonego ludu. Trzeba wypytać później o skowronka bardów i Mazrata.
Postanowiliśmy pójść do dzielnicy Starej Bramy jako turyści. Mieszkają tam w dobrych stosunkach Aundairczycy i Thranie. Poza świątynią SP nikt raczej nie zwracał na nas uwagi – poza zieloną papugą. No i potem wszystkich, których sztućce przyfrunęły do mnie i Bimboma – zdarza się. W świątyni SP poznaliśmy kapłana Jiryana Zayna, który rozmawiał z nami na tyle długo, że zdążyliśmy z Hael’ghą zlokalizować Klaudię. Kapłan opowiedział trochę o propagandzie wyznania i o tym dlaczego Vol i likantropy nie są święte. Podał też nazwisko głowy Rycerzy Thrane w Stormreach – Valena Vantara.
Satros wyśledził Klaudię i poszliśmy do niej wszyscy. Podobnie jak Gertan, na początku była nieufna. Mam nadzieję, że kiedy nauczę się tworzyć sobie iluzję ludzkich oczu, ludzie będą się czuli przy nas swobodniej. Klaudia wskazała nam dokładne miejsce zbrodni i przekazała, że Zayne wiedział o ich związku. Powiedziała też, że siostra Retara mieszka naprzeciwko Kota Pokładowego.
Zanim wyszliśmy z dzielnicy Thrane, zauważyliśmy ruch w wodzie. Był to sahuagin Ciimo i okazał się bardzo rozmowny. Widział zbrodnię i to jak jasnowłosy morderca mówi Retarowi, żeby zostawił jego siostrę, i że nigdy go nie zaakceptuje.
Przeszliśmy się jeszcze nocą po dzielnicy i spotkaliśmy mało przyjaznego strażnika oraz jednookiego efla na dachu. Hael’gha i Satros weszli na górę by z nim porozmawiać. Kelan powiedział, że nie robi nic złego. To tak jak my. Rozeszliśmy się w pokoju.
W końcu odnaleźliśmy dom siostry Retara – Agaty. Ta też była nieco nieufna, a ja znów zapomniałem o iluzji ludzkich oczu. Zaprosiła nas do środka i przekazała kilka informacji o mieczach Karrna. Ich szef nazywa się Drago Thul, a straż patroluje swoją dzielnicę parami. Dowiedzieliśmy się też, że Karrnijczyków jest mniej niż Thranów. Agata nie wiedziała co jeszcze można zrobić w sprawie śmierci swojego brata, ale pozwoliła nam przenocować.
Obudziłem się widząc nasze drowy obserwujące zieloną papugę. Dołączyłem. Binbom również. Papuga nie chciała rozmawiać, ale mój mąż spętał ją siatką i w końcu, po rzuceniu czaru wymuszającego mówienie prawdy, dowiedzieliśmy się kilku rzeczy. Papuga nazywa się Selanar i tak jak Hael’gha służy Plączącej Korzenie. Uważa nas też za niedopasowanych i wścibskich. Rozmawialiśmy z nią dłuższą chwilę, ale nagle zrobiło się nieco niezręcznie, ponieważ przestaliśmy przepytywać papugę, a Satros zaczął przepytywać Hael’ghę. Rozproszyłem swoją magię. Konflikt w drużynie nie byłby korzystny dla nikogo. A delikatne sprawy należy załatwiać delikatnie, nie przy papugach. Ptak został puszczony.
Jeszcze raz spotkaliśmy się z Klaudią by ustalić czy jej brat, który zabił Retara to brat biologiczny czy taki ze wspólnoty religijnej. Nie dowiedzieliśmy się wiele, ale kobieta wyglądała na przybitą i pełną wyrzutów sumienia. Postawiliśmy na szukanie jej biologicznego brata. Patrząc z perspektywy czasu, to bardzo przykre, że w tydzień straciła i partnera i brata.
Zagailiśmy rozmową dwóch członków Mieczy Karrna, ale nie byli zbyt pomocni i nie chcieli nas skontaktować z Thulem.
Musieliśmy pojmać kogoś, czyja wina nie została udowodniona, wiec zabraliśmy ze sobą Tophura na zwiad. Binbom sprawił, że zbrojnokuty strażnik stał się niewidzialny i mógł podążać za nami. Odnaleźliśmy brata Klaudii, zabraliśmy do ciemnej uliczki i podaliśmy się za jego sprzymierzeńców tak by sam przyznał się do największej liczby potencjalnych zarzutów. Mężczyzna podał motyw, miejsce, sposób, rodzaj broni i opisał porzucenie zwłok. Tophur aresztował go natychmiast i podziękował za współpracę. Poprosiliśmy Tophura o dyskrecję tak by mężczyzna został ukarany, ale zamieszki na tle religijnym się nie zaostrzyły. Dowiedzieliśmy się później, że w Stormreach praktycznie wszyscy zostają skazani i walczą na arenie o życie. Brat Klaudii nie wyglądał na wielkiego wojownika, ale postaramy się przyjrzeć procesowi wymierzania mu kary.
Agata została natychmiast poinformowana, nie chcieliśmy zapłaty. Znów podeszliśmy do karrnijskich strażników. Wydawali się jeszcze bardziej zdezorientowani niż ostatnio, ale chyba powiedzą Thulowi o naszym istnieniu.
Udaliśmy się do Kota Pokładowego, gdzie odpoczęliśmy i złożyliśmy ofiarę kotu alfa.
Wieczorem spotkaliśmy się z Mazrathem i wyruszyliśmy w drogę powozem. Elf był mało kontaktowy, ale opowiedział nam bajkę o Skowronku – porwanej przez giganta córce kapitana Arlanda, która spędziła wiele lat w niewoli aż usłyszała śpiew ptaka, uwierzyła w siebie, wydostała się i sama została kapitanem.
Nagle zostaliśmy zaatakowani przez dwóch mężczyzn i niewidzialnego łowcę. Walka była dziwna. Gdy pierwszy mężczyzna padł, krzyknął: „za Karrnath”, ja go ustabilizowałem, a Hael’gha zaczęła krzyczeć, że nie mamy nic do karrnijczyków. Drugi mężczyzna chciał przez chwilę walczyć, ale się poddał i powiedział, że łowcą steruje ktoś inny i on nie ma na niego wpływu. Pokonaliśmy łowcę. Przytomny mężczyzna przedstawił się jako Marshall. Był kiedyś żołnierzem, ale teraz służy Szponowi. Powiedział, że Biały Kruk i tak go zabije jeśli się dowie, że się z nami i przestaliśmy rozumieć jego motywację.
Dowiedzieliśmy się, że: Kruk (człowiek, mężczyzna, lat 50, czarne siwiejące włosy), zarządza Szponem w okolicach Stormreach, Frachtowiec jest ich bazą, celem organizacji jest przetrwać, a z Marshallem służy 10 osób.
Im więcej Marshall mówił o swoim patriotyzmie i metodach swojej organizacji, tym większą dezaprobatę w nas budził. Powiedzieliśmy mu, żeby się ogarnął i nie był już głupi, bo to trochę wstyd i bez sensu. Poradziliśmy też zmianę lokalizacji. Nie wierzę w niego zbyt mocno, ale trochę jednak tak. Zabraliśmy rzeczy jego i jego kolegi i zostawiliśmy obu w lesie.
Z Mazrathem dotarliśmy do ruin, gdzie spotkał się z elfami ze smoczymi znamionami cienia. Hael’gha ich podsłuchała i dowiedziała się, że: tabaxi uciekają na pustynię, yuan’ti są niespokojni, a farmerzy herbaty narzekają, że Srebrny Płomień męczy ich o spotkanie, a reszta rodziny jest zdrowa. Na wyjściu walczyliśmy ze złudnymi bestiami.
W drodze powrotnej Mazrath opowiedział więcej o Skowronku. Ponoć ludzie są zagubieni i zdeterminowani, próbują różnych rzeczy. Pochodzą z każdej dzielnicy i spotykają się w różnych miejscach. Chcą wyeliminować lordów, ale nie mają przewagi i woleliby pokój i dlatego na razie piszą tylko po ścianach.
Co do Lordów Burzy, Lyrandar mają największy wpływ na Wylkes i dzielnicę portową, a rafineria przetwarza kamienie Syberis. SP nie ma wpływu na lordów i żyje z datków. Sel Shadra ma wpływ na Południową Bramę.
Mazrath dał nam 100 sztuk złota i herbatę Dil’maah.
Na noc wróciliśmy do domu Hael’ghi. Hael’gha zapewniła, że ani ona ani jej patronka nie chcą skrzywdzić Satrosa. Wciąż się nieco martwię. Daliśmy znać koboldom, że jesteśmy gotowi do drogi. Czekamy na znak.
Po krótkiej rozmowie o potencjale położenia tynków w domu Hael’ghi spotkaliśmy się z kapitanem Skalem – koboldem w majestatycznej czapce i razem z nim udaliśmy się do wodociągów. Na miejscu byliśmy zmuszeni do walki z czarnymi szlamami, a później spotkaliśmy człowieka i orka. Wymieniliśmy kłamstwa o tym kim jesteśmy i poszliśmy dalej. Natrafiliśmy na obóz żula, który nie dość, że okazał się likantropem, to jeszcze bardzo niemiłą osobą – zaatakował zaraz potem jak mój drogi mąż dał mu przekąskę. Był on tam z ludzką nekromantką (wyznawczynią Pożeracza). Oboje nie żyją.
W końcu trafiliśmy na koboldy – Goksa i Tusa. W przeciwieństwie do wcześniej poznanych nie były bystre, ale pozwoliły nam w końcu przejść. Ich szef – Kord, skrywał się pod iluzją. Faktycznie był czartem i tabaxi jednocześnie. Nie chcieliśmy z nim walczyć, ale on już tak. Nie żye.
Koboldy źle to zniosły, jednak ich nowy przywódca – Helte, rozpoczął rozmowy z kapitanem Skalem. Sukces.
Wieczorem, po wyjściu, znów zauważyliśmy papugę. Doprowadziła nas do małego, zadbanego gaju w Dzielnicy Wytchnienia, gdzie zmieniła w mężczyznę – również wyznawcę Avassh. Zrobiło się niezręcznie. Nie chciałem, żeby sytuacja eskalowała, ale moje działania tylko zwiększyły nerwowość w grupie. Selanar wskazał nam miejsce na zachód od Stormreach, które jest wyjątkowo lubiane przez Plączącą Korzenie, ale też coraz częściej uczęszczane przez nieproszonych gości. Obiecaliśmy to zbadać.
W drodze do Kapitularza wpadł na nas strażnik z podciętym gardłem. Binbom został by zaopiekować się magicznie ustabilizowanym mężczyzną, a my udaliśmy się w krótki i skuteczny pościg. Mordercą okazał się członek Słowika i nasz znajomy – Kelan. Jednooki elf został puszczony. Strażnik o imieniu Derek, odprowadzony przez Binboma do strażnicy.
W poczuciu beznadziei i obawie przed nieuchronnym rozpadem grupy, poszedłem z mężem porozmawiać na dach. Gdy wróciliśmy, Hael’gha i Satros właśnie kończyli rozmowę. Wszystko sobie wyjaśnili. Mroczne elfy są bardzo nieprzewidywalne.
Noc spędziliśmy w Kapitularzu. Chociaż drowy się pogodziły, atmosfera szybko stała się przygnębiająca. Pod wpływem alkoholu Binbom zaczął zachowywać się jak inna osoba, ale nie jak inne humanoidy w czasie odurzenia napojami wyskokowymi. W przeciwieństwie do nich mój mąż stał się bardziej świadomy, składny i precyzyjny. Teraz już nie jestem pewien na ile znam osobę, którą poślubiłem a na ile jego objawy po przeżyciu Dnia Rozpaczy. To jednak nie jest największym problemem. Choroba Binboma ewoluuje, nie wiem ile mamy czasu. Znalezienie specjalisty wcześniej niż później może być konieczne.
Zanim wyszliśmy na śniadanie, do naszego okna zapukał Kelan. Ostrzegł nas przed próbującą nas wytropić grupą trzech drowów – najprawdopodobniej Umbragen. Wtedy dowiedzieliśmy się o dezercji Satrosa. Obawiam się, że Pharatowi i Nizarze jest teraz bardzo smutno.
Śniadanie upłynęło spokojnie, nie zostałem zauważony przez Laurę. Usłyszałem też, że w dzielnicy świątynnej jest teraz wystawa. Nie poszliśmy tam. Pierwszą pozycją w planie był gaj Avassh.
Zanim jeszcze dotarliśmy do gaju, zauważyliśmy jelenia porośniętego kwiatami i grzybami. Był przyjazny. Nagle pojawili się też wojownicy Srebrnego Płomienia. Po krótkiej rozmowie okazało się, że nie byli przyjaźni. Jeden z nich przedstawił się jako ser Gormon. Przez chwilę rozważaliśmy czy musimy atakować, ale Płomień nie chciał opuścić okolicy, a Hael’gha zauważyła, że jeśli rycerze wrócą do miasta, będą mieli czas na przegrupowanie oraz będą mieć świadomość kim jesteśmy oraz po której stronie walczymy.
Na początku starcia, druidzi Avassh, którzy czaili się w krzakach zdawali się zdezorientowani. Szybko jednak ustaliliśmy kto atakuje kogo. Rycerze Płomienia zginęli, a druidzi zaprowadzili nas do swojego schronienia. Współkultyści Hael’ghi okazali się bardzo przyjaźni, poznali nas ze swoimi napędzanymi fotosyntezą kotkami i poczęstowali zupą. Przed wyruszeniem w dalszą drogę, wziąłem Binboma na krótki spacer. Chciałem porozmawiać z Avassh i zostawić drobny podarek na poczet potencjalnego nieatakowania Umbragen. Sytuacja jednak wymknęła się spod kontroli. W gaju pojawił się kolejny uzbrojony wyznawca Płomienia. Natychmiast przypomniały mi się słowa Hael’ghi o tym, że jeśli Płomień zauważy nas z druidami i pójdzie wolno, nie będzie to korzystne. Zaatakowałem i zniknąłem. Przeniesiony w pustkę rozmyślałem przez 60 sekund nad tym, że mój brak rozwagi pozostawił Binboma z być może więcej niż jednym fanatykiem Płomienia. Gdy wróciłem, zawołałem męża, ale tym razem jego nigdzie było. W tym momencie zbiegło się jeszcze dwóch fanatyków, kilku druidów. Ze skały spełzła też nieco zdeformowana kobieta, która mnie zaatakowała. Teraz już wiem, co czuli druidzi w czasie naszej poprzedniej potyczki z Płomieniem. Dezorientacja na początku starcia na Xen’drik (gdzie nie każda walcząca jednostka jest jasno oznaczona jak w czasie wojny na Khorvaire), jest czymś, czego najwyraźniej warto się spodziewać.
To starcie z Płomieniem również skończyło się sprawną utratą życia przez przeciwników. Zabraliśmy ich ekwipunek i udaliśmy się na kolację, która przedłużyła się do pięciodniowego pobytu, w czasie którego mój drogi mąż udoskonalił mój pancerz.
(mieszkańcy jaskini, którzy się przedstawili: Ena – kobieta z gałęziami na głowie, Thasina – rudowłosa być może elfka, Chaenath – faunka)
Już pierwszej nocy odezwała się do nas sama Avassh i każdy, nawet Satros, zdawał się po tych rozmowach mieć pozytywne wrażenia.
Plącząca Korzenie poleciła mi większe panowanie nad sobą i ograniczenie pielęgnacji nienawiści. To dobre rady. Jednocześnie, sama Avassh wydawała się niepokojąco przychylna, aż zbyt przyjazna na kogoś, kto umożliwia rzucanie nieziemskiego uderzenia.
Po zakończeniu prac Binboma, powróciliśmy do miasta. Hael’gha wysłała też wiadomości do koboldów i Akila. Koboldy ponoć sobie radzą, jednak Akil wspomniał o zamieszkach w mieście oraz o tym, że nie daje sobie rady z 23, który chce wychować Siena na wojownika. Warto odwiedzić ich jaskinię.
Przed wejściem do miasta wysłałem Nizarze wiadomość. Uznałem, że to dobry plan, skoro nasze relacje do tej pory były co najmniej poprawne. Dla bezpieczeństwa Satrosa, nieograniczania naszych kontaktów i generalnie, w imię przyjaźni, chciałem zaaranżować spotkanie w Kapitularzu. Nizara podziękowała, a my weszliśmy do miasta.
Na ulicach było wyjątkowo dużo ludzi, ale też chodzących w parach strażników. Nikt nie zdawał się zwracać na nas uwagi, więc udaliśmy się prosto do Selanara. Druid zapłacił nam za wykonanie zadania w miksturach i poinformował, że rebelianci są coraz bardziej widoczni, strażnicy giną, a Lordowie są w coraz większej gotowości. Selanar powiedział też, że jeśli szukamy lekarza, najlepszym adresem będzie dom Jorcasco, a o gigantach może coś wiedzieć mag z latarni w porcie. W którymś momencie Satros zapytał o dróżników. Słyszałem coś o tych druidach z Cienistych Marchii. Selanar wydawał się im wrogi. Mówił, że są fanatykami, którzy bywają irytujący.
Następnie udaliśmy się do dzielnicy świątynnej. Obejrzeliśmy fontannę z czarnego kamienia, Binbom obejrzał przedstawienie, a Hael’gha wzięła ciasteczka ze stoiska z Srebrnego Płomienia, którzy świętowali Noc Wypieków i nie zostawiła datku. W innej sytuacji mógłbym uznać, że nie jest to szanowalne, ale w tym wypadku było.
Obejrzeliśmy ołtarze. Ten należący do Arawai był bogato ozdobiony. Stali przy nim też skąpo odziani wojownicy. Jeden nosił imię Bogdan. Dobre chłopaki. Obejrzeliśmy budynek przy onyksowej fontannie, Teatr Żywego Drewna, kilka innych ołtarzy Absolutu, ale też Szóstki czy nawet ołtarzy ku czci daelkyrom. Ołtarz Vol był zadbany. Zostawiłem tam świeczkę.
Nagle usłyszeliśmy krzyk i odgłosy walącej się bramy. Sprawcą okazał się konstrukt, który najwyraźniej wyrwał się spod kontroli. Pokonaliśmy go sprawnie z niewielką, ale miłą asystą paladynów Arawai. Był składakiem części z kilku epok, a na zbroi miał wytłoczone AV. Wtedy zjawił się Tophur, który wywnioskował, że inicjały mogą należeć do Varrena Allawani z dzielnicy Kuźni nadzorowanej przez lady Pauli Omaren. Przekazał nam też jak nazywał się pojmany brat Klaudii – Blon Huzak i poinformował, że wciąż czeka na proces. Dodał również, że Lordowie obawiając się Słowika zaczęli rozmowy z domem Phiarlan.
Udaliśmy się do warsztatu AV. Nie ufał nam, ale w końcu się dogadaliśmy. Kilkoro zamaskowanych ludzi znalazło konstrukt w ruinach i chciało go ponownie uruchomić za znaczącą sumę. Plan wydawał się dobry. Mieliśmy pozwolić krasnoludowi na zabranie konstrukta i zlecić poinformowanie nas kiedy jego zleceniodawcy się zgłoszą. Mieliśmy się z nim kontaktować i ochronić. Niestety, stało się najgorsze.
Po wizycie u Varrena wróciliśmy do Kapitularza. Czekałem na gości z Khyber, ale się nie zjawiali. Nagle nastąpiła ciemność. Dwoje elfów, na których czekała zupa, pojawiła się z zadaniem porwania Satrosa. Bardzo nieprzyjazny i nieszanowalny ruch ze strony Nizary. Połączenie magii uspakajania i niezawodnych pułapek mojego męża pozwoliło nam jednak ponownie wkroczyć na drogę dialogu. Lorelai i Baren, podobnie jak Pharat okazali się inteligentnymi i zdolnymi do życia w społeczeństwie istotami pod rozkazami Nizary. Udało nam się osiągnąć porozumienie. W Khyber pojawia się coraz więcej obserwatorów i innych sług Belashyrry. Możemy pomóc drowom w ich walce w zamian za wolność Satrosa.
W czasie śniadania rozmawialiśmy z barmanem i Laurą. Dowiedzieliśmy się, że jeśli chcemy otworzyć restaurację lub sklep mięsny na miejscu zamkniętych Darów Południa, musimy się zgłosić do lorda Lassite. Laura poradziła nam też zastanowienie się nad nazwą drużyny tak byśmy zaczęli być bardziej rozpoznawalni. Krwinki Vol wygrały, ale Hael’gha oponowała. Wrócimy jeszcze do tego tematu.
Hael’gha skontaktowała się z kapitanem Morriganem. Nie mógł rozmawiać – zajmował się kwestią enklawy Lyrandar i rodzinnymi sprawami.
W jaskini Akila było miło i rodzinnie jak zawsze. Aleval – była Vulkoori z klanu Leśnych Tropicieli powiedziała nam nieco o żyjących w ukryciu i parających się magią drowach Sulatar. Akil i Alarich powiedzieli, że Garrow zajmuje się kapłaństwem w Południowej Strażnicy i że wielu SS do niego chodzi. Drago natomiast był jednym z ważniejszych przywódców w Karrnath. Dobrym strategiem i przeciwnikiem używania nieumarłych. On też mieszka w Południowej Strażnicy, ale ponoć nie ma zbieżnych celów z SS. To był dobry dzień. 23 powiedział, że nie ma już wizji Mabar, ale czasami ma przebłyski wspomnień swojego dawcy. To bardzo ciekawe. Czy jednak w ciele nieumarłych, coś zostaje nawet w takich przypadkach jakim jest 23?
Przed snem skontaktowałem się z Marshallem. Niestety mężczyzna wciąż jest prawakiem, ale przynajmniej nie wrócił do Kruka. Wysłałem też wiadomość do Nizary. Bardzo chciałem jej przekazać, że to co zrobiła było słabe. Z perspektywy czasu, wiem teraz, że sygnalizowanie zauważenia nieprzyjaznego zachowania u innych jest zdecydowanie niżej w hierarchii niż ochrona życia tych, którym się ją obiecało.
Rano Hael’gha (po narysowaniu wspaniałego portretu Larxa) odezwała się do Varrena. Po braku odpowiedzi pospieszyliśmy do Stormreach.
W warsztacie było cicho i czysto. Na stole stało pudełko, którego otwarcia podjął się Binbom. Obawialiśmy się czy nie mamy do czynienia z bombą, ale nie – była to zaledwie zabawka z wyskakującym ptaszkiem, a na jej dnie głowa Varrena i wiadomość: „Wiem, że lubicie kraść głowy, więc zostawiliśmy jedną”.
Mieliśmy mętlik w głowie. Podejrzewaliśmy Szpon, ale nie mieliśmy pewności. Przed domem były ślady trzech osób i ciągniętego konstrukta, za którymi podążyliśmy. Doprowadziły nas do rzeki, stamtąd udaliśmy się do dzielnicy Thrane, gdzie spotkaliśmy się z naszym najlepszym informatorem – Cimo. Cimo widział łajbę oznaczoną cyframi 7541. Widział też człowieka z maską ptaka na twarzy i dwóch innych. Widział też kogoś większego ode mnie. Nie wiemy czy chodziło mu o konstrukta czy załoganta.
Czekaliśmy w krzakach przy Czarnym Frachtowcu. W zasadzie to nawet nie były krzaki, tylko ulica między Frachtowcem a budynkiem straży. Obok przechodziło dwóch strażników – obaj z Mieczy Karrn, ale jeden pod zielonym płaszczem miał ciemny karrnijski uniform, drugi zbroję z Aundair. Nieważne. Staliśmy tak aż Hael’gha trochę odetchnie, później przeszliśmy na drugą stronę rzeki. Byliśmy widoczni bez wątpienia, ale przynajmniej wpadliśmy na jakiś plan. Binbom miał zniknąć przy pomocy mikstury, a my wejść, jak to mawiali żołnierze Aundair, na pałę. Binbom stworzył też naszego synka Trybsonka – jest uroczy i przyjazny.
Podeszliśmy do baru powiedzieć Smargatowi, że chcemy się widzieć z Krukiem, a Binbom przemknął na dół na zwiad. Zostaliśmy wpuszczeni. Przywitały nas trzy osoby, które nie zauważyły mojego męża i, pomimo przyjaznej oferty wzajemnego niemordowania, zdecydowały się na atak. Satros zaciemnił pokój, ale i tak nie było łatwo. Hael’gha raz była na skraju śmierci, ja skończyłem nieprzytomny raz lub dwa. Nie będę wyliczał wszystkich razów, kiedy zmietli nas na jakiś czas z planszy, ale chyba wyrobiliśmy miesięczną normę. Tylko Satros się trzymał. Jeśli Umbragen są tak wytrzymałe, a i tak mają problemy z aberracjami, wniosek jest tylko jeden – aberracji jest bardzo dużo.
Wracając. Gdy wyczerpani łapaliśmy oddech po uśmierceniu pierwszej trójki, Binbom wciąż niezauważenie infiltrował przyczółek wroga. Dawał nam znaki przez Trybsonka, więc byliśmy o niego spokojni i mogliśmy się zająć przeglądaniem rzeczy SS i racjami żywnościowymi. Hael’gha znalazła Dziennik Kruka
To bardzo dziwne, że Kruk uważa, że jesteśmy zagubieni. Mamy ze sobą dwa drowy, więc zgubienie się jest praktycznie niemożliwe. O co mogło mu chodzić?
Tak czy siak, będziemy musieli zlokalizować Kruka. Nizara okazała się mało szanowalna, ale możemy jej potrzebować jeśli znowu chcemy wchodzić na teren ruin Qabalrin. Może Pharat będzie lepszym kontaktem? Prawdę mówiąc nie chcę go narażać na oskarżenia o naruszenie łańcucha dowodzenia, ale danie dwóch tygodni Szponowi raz było złym pomysłem. Drugi raz go nie popełnimy. Trzeba działać szybko.
Wziąłem ze sobą trzy książki z biblioteczki i kilka drobiazgów. Hael’gha i Satros też wzięli to, co ich zainteresowało. Wtedy wrócił Binbom. Przedstawił nam pozycje wrogów i rozłożenie pomieszczeń oraz poinformował o pozostawieniu bomby, która po chwili wybuchła. Może i nie byłem zwolennikiem zabijania bez rozmowy, ale prawda jest taka, że w ogólnym rozrachunku wyeliminowanie trzech kolejnych osób uratowało nam życie. Wyszliśmy szybko w stronę wybuchu i zneutralizowaliśmy duergarskiego inżyniera. Ustabilizowałem go i zabrałem klucz – być może do jego domu. Trzeba oddać przy okazji. Binbom natomiast zabrał klucz mechaniczny z wygrawerowanym: „Najzdolniejszemu synkowi – tata”. Z ofiar wybuchu nie było co zbierać. Przykro, ale korzystnie. Dwa szkielety padły szybko. Weszliśmy do sali z Garrowem i wyjątkowo silnym jakby kościanym rycerzem – jakby, bo martwym.
Garrow, a dokładniej Robert Garrow, nie chciał już rozmawiać i powiem szczerze, że nawet mu się nie dziwię, ale jego kościany kolega był ewidentnie niemiły i to zupełnie bez potrzeby. Walka była bardzo trudna, ale obaj nie żyją, Garrow wcale nie był wampirem, a zmiennokształtnym. Nie wiemy czy zabiliśmy kogoś, kto się podszywał czy Garrow od początku udawał wampira tylko dla atencji. Za tym że to był prawdziwy Garrow przemawia fakt, że używał bardzo zaawansowanej magii. Za tym, że się podszywał, cóż – dlaczego zmiennokształtny mając nieograniczony wybór, zdecydowałby się na tak nieestetyczną postać i, dodatkowo, tatuaże na szyi. To nie wydaje się zasadne.
Zebraliśmy jeszcze trochę rzeczy i kiedy kierowaliśmy się do wyjścia, dołączył do nas Smargat z kolegą goliatem o imieniu Turdog. Rozbroili się z rozsądku, ale o ile goliat zaprzyjaźnił się z Binbomem, to Smargat tylko robił nam wyrzuty sumienia bez potrzeby. Mogliśmy go przeszukać przed wydaniem.
Wyszliśmy z baru i zostaliśmy zatrzymani przez Miecze. Chcieliśmy wydać Smagrata Tophurowi, ale może oddanie go w ręce Karrnijczyków wyjdzie na dobre. Nie chciałem zaczynać kontaktu z Drago Thulem od masakry w jego dzielnicy, jednak życie czasami układa się jak się układa. Rilitar, strażnik, z którym rozmawialiśmy, wydawał się rozsądny i sam zakomunikował, że nie jest prawakiem. To dobrze wróży. Mam nadzieję.
Miecze dadzą nam znać kiedy Thul będzie się mógł z nami spotkać.
Binbom załatwił jeszcze sprawy w cechu, powiadomiliśmy też żonę Varrena o jego śmierci. Binbom przekazał też zabrany duergarowi klucz mechaniczny z grawerem ich synowi. To było zaskakująco piękne, właściwe i szanowalne. Mam poważny problem z wybaczeniem sobie śmierci tego krasnoluda.
Wieczorem udaliśmy się na spotkanie z Kelanem. Chyba wzbudziliśmy jego współczucie. Kelan pokazał nam swój znak cienia. Powiedział też, że Lassite jest całkiem nienajgorszym lordem. Najgorszym jest Amanatu, któremu podległa jest straż i który dogaduje się z domem Kundarak. Być może Kelan wspominał też, że Amanatu i Kundarak nie lubią się z Lyrandar. Nie jestem pewien. Byłem skrajnie zmęczony i temat zszedł na stosunek płciowy między mężczyznami. Rozdzieliliśmy się, drowy spędziły noc ze swoimi partnerami, ja ze swoim.
Dzień zaczęliśmy u wizyty w jaskini celem identyfikacji Białego Kruka. Prawdziwym imieniem terrorysty okazało się być Dedrick Beynar. Członkowie zgromadzenia mają polecenie by uważać na niego. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Akil obiecał nam dowiedzieć się czegoś więcej o rytuale jaki należy przeprowadzić nad sercem nieumarłego nekromanty. Powiedział również, że Szpon wykorzystywał zwłoki z grobów strażników Stormreach. Bardzo nieszanowalne. Wspomniał też o nowej kapłance. Nic jeszcze o niej nie wiadomo oprócz tego, że nazywa się Barinessa i zapewne została wyrzucona z Khorvaire. Na szczęście nic nie świadczy na razie o jej potencjalnych związkach ze Szponem.
W oczekiwaniu na spotkanie z Drago Thulem, udaliśmy się do latarni, do której przewiózł nas rybak Bartolomeo. Był prostym człowiekiem, sądził, że paranie się magią to nie prawdziwa praca, ale wiosłował dobrze. Poczekał również aż skończymy z magiem. Dobry przewoźnik.
Latarnia zdawała się nie mieć wejścia, więc zapukaliśmy magicznie. Brodaty, łysy człowiek wyjrzał w końcu przez małe, niewidoczne wcześniej okienko wielkości jednej cegły i dał się przekonać do wyjścia. Robił wrażenie osoby silnie paranoicznej, ale też lubiącej zwierzątka. Jego papierowy smok chowaniec Listek był niezwykle uroczy.
Udzielił nam następujących informacji i obietnic:Ruiny Tul'kas – spodziewać się najgorszego; pułapek, magii, strażników
Zwłoki kościanego nekromanty – można pobrać resztki krwi, spalić w rytualnym ogniu (pozostanie przeklęty popiół), wydobyć serce (mag dowie się jak)
Najciekawsze ruiny Qabalrin są w okolicach Kręgu Burz.
Wróciliśmy do Kapitularza, gdzie spotkała nas dwójka Mieczy Karrn. W końcu mogliśmy się spotkać z ich zwierzchnikiem. Siedziba Mieczy znajdowała się na gigancie latającej skale, do której można dostać się po drabinie. Zostaliśmy przyjęci dość ciepło. Drago Thul stwierdził, że nie współpracuje ze Szponem i zależy mu na bezpieczeństwie w dzielnicy. Nie był jednak zbyt wylewny w sprawie przesłuchania Smargata, a Satros zauważył, że coś ukrywa. Jesteśmy dopiero na początku współpracy, ale warto to mieć na uwadze. Drago przekazał nam też nieco informacji na temat Lady Illmarow. Kobieta przewodzi Szponem i przyczyniła się do wielu problemów w Karrnath. Ma jednak wciąż dość władzy na Khorvaire, że Thul nie chciał z nią zatargów. Dowiedzieliśmy się też, że Kruk jest archeologiem z Sharn. Niedługo przestanie. Thul zapewnił nam konie i wyruszyliśmy na poszukiwanie Kruka.
Informacje dodatkowe:Mordalin, Rent - współpracownicy Thula
Trzy Twarze Wojny (Dol Dorn - honor, Dol Arrah – siła zbrojna, Szyderca – przemoc i zdrada) – symbol na ścianie przy stole Thula
Udaliśmy się w stronę ruin Tul'kas. W czasie nocnej regeneracji zaatakowała nas hydra. W walce pomogło dwóch Dróżników ork Uruk i człowiek niedźwiadek Bernard. Byli bardzo przyjaźni i zostali z nami na resztę nocy.
Dróżników jest mniej niż 50, ale współpracują z łowcami. Uruk stwierdził, że aberracji jest coraz więcej, ale nie znają przyczyny tego stanu rzeczy. Nie jest to czas zwiększonych manifestacji, pieczęci trzymają, a aberracji jest więcej i więcej. Pozostaniemy z Dróżnikami w kontakcie. Powinni mieć wspólne cele z Umbragen.
Rankiem wyruszyliśmy w dalszą podróż. Droga była spokojna - do czasu gdy zauważyliśmy z Satrosem białego kurka. Nie cel naszej wyprawy, a faktycznego ptaka. Bez pewności czy istota jest szefem SS w Stormreach, jego chowańcem czy też przypadkowym zwierzęciem o danym ubarwieniu, przyjęliśmy do wiadomości, że zasadzenie się na Dedricka może być utrudnione lub nawet niemożliwe.
Po przejechaniu kolejnego odcinka drogi zadecydowaliśmy się na odstawienie koni i podążanie dalej pieszo. W końcu dotarliśmy do obozu ustawionego przy wykopalisku. Gdy nasze drowy przyjmowały dogodną do ataku pozycję w krzakach, razem z mężem podeszliśmy do nieumarłego rycerza i czwórki równie nieumarłych żołnierzy celem nawiązania dialogu. Niestety nie byli chętni.
Skierowaliśmy ogień w stronę rycerza, który padł bardzo szybko i znów podjęliśmy próbę nawiązania dialogu. Znów bez skutku. W tamtej chwili straciłem nadzieję. Często mi się to ostatnio zdarza. Czy jestem odpowiednią osobą do pełnienia posługi Vol? Czy świadomość członków SS jest tak spaczona, że odpowiednia osoba by im podołała? Co z resztą Karrnijczyków o prawicowych poglądach? Gdy zwierzałem się Hael'dze ze swoich rozterek z tunelu w centrum wykopalisk wyszedł człowiek z kolejnym nieumarłym. Powaliłem tego drugiego, Satros wrzucił pierwszego do dołu, a Binbom zarzucił sieć. Chwilę potem Hael'gha zaciemniła jego pozycję. Nie jestem w stanie opisać co działo się na dole, jednak na górze panowała pogodna atmosfera. Binbom odpalał od cygara znalezione chwilę wcześniej laski trotylu i ciskał nimi w ciemność. Hael'gha zanosiła się że śmiechu, my z Satrosem rzucaliśmy lub strzelaliśmy na oślep. W końcu ciemność opadła odsłaniając zwłoki mężczyzny i dwóch kolejnych, silnie uszkodzonych osób. Wejście natomiast należało na nowo odkopać.
Po chwili przerwy zeszliśmy na dół, natychmiast rzucając strefę ciszy. Dwóch kolejnych wrogów przestało istnieć nawet nie pisnąwszy. Rogata kobieta zdołała jednak wyjść z pokoju i swoją śmiercią poza strefą ciszy powiadomiła kolejną dwójkę.
Już na tym etapie walki zaczęło być ciężko, jednak niespełna minutę później mogliśmy się zebrać na naradzie i procedurze utrudnienia martwym zostanie nieumarłym.
Planu nie było, była za to inskrypcja na ścianie "Ognia moc was poprowadzi, światło śmierci twej zaradzi" spisana w starogigancim, która niestety nie zainspirowała nas do żadnych rozwiązań. Wtedy, w jaskini rozległ się głos istoty witającej nas w swoim leżu. Hael'gha zajrzała przez dziurkę od klucza jedynych na razie nieotwartych drzwi i zobaczyła istotę, która została zidentyfikowana przez Satrosa jako lisz i cztery kolorowe lampki. Lisz czekał na nas twierdząc, że ludzie Kruka byli jego gośćmi. Wiedzieliśmy, że walka z nim nie ma sensu póki nie zlokalizujemy i nie zniszczymy jego filakterium. Właśnie wtedy nadszedł czas, w którym przyszło nam się zmierzyć z szyfrem stworzonym przez największą starożytną cywilizację tego kontynentu. Nie było łatwo. Rolując głowami poległych udało nam się sprawnie rozbroić pułapki, jednak tajemnica szyfru pozostawała poza naszym pojmowaniem. Światła przy liszu, światła na posągach i inskrypcja na ścianie - wiedzieliśmy, że są ze sobą powiązane i próbowaliśmy wszystkiego.
Zniecierpliwienie w grupie narastało. Mieliśmy świadomość mierzenia się z czymś wielkim, ale presja czasu i świadomość czekającego obok lisza nie były pomocne.
W końcu geniusz i piromania mojego męża doprowadziły nas do złamania pierwszej pieczęci, zgadując na oślep złamałem kolejną, a Hael'gha dwie ostatnie. Nie ukrywam, zsynchronizowanie się z intelektem starożytnych gigantów, sposobem myślenia umysłów, dzięki którym Cyrańczycy stworzyli takich jak ja, było momentem niezwykłym. Gdy kontemplowałem nasz sukces, Hael'gha zdawała się być na skraju swojej cierpliwości.
Na drodze do lisza stał wąski most. Zdecydowaliśmy się na ciągły ostrzał i natychmiast zauważyliśmy, że istota jest zaledwie iluzją. Kontynuowaliśmy ostrzał z magicznych zasobów odnawialnych i doszliśmy do pokoju, w którym czekał na nas Kruk.
Sala była pełna maszyn, które Kruk chciał nam zaprezentować używając wywyższającego się tonu. Zasugerował też, że nie szanujemy nauki, co sprowokowało natychmiast Binboma. Sam również pozostawiłem resztki opanowania w poprzednim pokoju. Czy to za sprawą ludzi przy wejściu, którzy twierdzili, że żeby dojść do Kruka będziemy musieli przejść przez nich? Czy za sprawą obecności Marshalla? Może przez maskę Kruka, która uruchomiła we mnie tryb wojennej agresji? A może przez własną niepewność co do postrzegania świata, źle ulokowane zaufanie, własny brak tolerancji dla wyborów modowych utrudniających podtapianie kogoś, kto napisał, że Vennys nie była dość dobra. Może...
Wracając do tematu. Marshall i inżynier stojący przy starożytnej maszynie nie stanowili bezpośredniego zagrożenia, ale Kruk i sprzymierzona z nim nekromantka jak najbardziej. Walka była długa i bolesna. Ponosiliśmy bardzo wysokie straty, a czapka Kruka wciąż pozostawała poza zasięgiem. Ciemność, cisza, użycie wszystkiego, czym dysponowaliśmy bardzo powoli przechylało szalę na naszą stronę. W końcu Kruk stracił czapkę i po chwili leżał bez życia pod latającym w panice chowańcem. Nekromantka w ostatnim akcie desperacji próbowała sięgnąć inżyniera, ale również została zneutralizowana. W ostatnim ataku Trybsonek sprawił, że Marshall w końcu przestał być prawakiem, a inżynier poddał się bez słowa. Był niemy.
Przeszukaliśmy zwłoki i przesłuchaliśmy inżyniera. Nie wiedział wiele. Zdawał się też nie widzieć wcześniej włączonej konsoli, pomimo że jego zadaniem tu było właśnie jej uruchomienie. Starożytna maszyna, okazała się być projektorem mapy nieba. Zawierała też informacje o ciałach niebieskich i ich koniunkcjach. Ogrom informacji do przeanalizowania na spokojnie. Kalendarz konsoli zawiera trzynaście miesięcy i zaginiony miesiąc kojarzy z planem snów i z Quori - istotami, z którymi giganci walczyli przed erą drowów na Xen'drik.
Do czego te informacje były potrzebne SS? Czy prowadzą do kolejnego zaginionego artefaktu? Musimy się tego dowiedzieć. W czasie pisemnego przesłuchania inżyniera i wstępnych oględzin maszynerii, Binbom zajął się magiczną identyfikacją łupów. Gdy dotknęliśmy amuletu, przemówił w naszych głowach kobiecym, chłodnym głosem. "Ciekawe, teraz widzę was dużo wyraźniej". Słysząc to założyłem na chwilę pierścień zidentyfikowany jako blokujący myśli. Blokował słowa, ale czułem, że coś wciąż chce do mnie przemówić.
Na czas nocnego czuwania zostałem przebrany za krzak i pełniłem wartę na zewnątrz. Hael’gha i Satros wewnątrz jaskini. Odnieśliśmy jednak połowiczny sukces. Nikt nas nie zaatakował, jednak rudy inżynier zdołał zbiec.
Z dobrych wiadomości, Eldamir odezwał się pierwszy i umówiliśmy się na kolejne spotkanie.
Jeszcze przed śniadaniem posprzątaliśmy nieco i przejrzeliśmy zdobycze. Kruk chciał dotrzeć do giganciej wiedzy, która nie została jeszcze odkryta przez narody Khorvaire, znaleziona książka o gigantach zawiera głównie wiedzę powszechną, a konsola, której wciąż nie umiemy zbyt obsłużyć, zawiera informacje o 13 księżycach, 13 miesiącach i zmiennych w oddziaływaniu stref manifestacji.
Wkrótce po opuszczeniu i zakamuflowaniu wejścia do podziemi, z przykrością stwierdziliśmy, że nasze konie zaginęły. Wyśledzenie ich nie stanowiło problemu, jednak szybko okazało się, że przyczyną zaginięcia koni było ich porwanie. Co gorsza, konie zostały przywłaszczone przez Pleśniaki – małe i kolorowe stworzonka. Nie lubię atakować małych i kolorowych stworzonek. Na szczęście Hael’gha zdołała się z nimi porozumieć za pomocą magii. Stanęło na wymianie. Oddaliśmy zabrane z Tul’kas kilofy i kilka łopat, a konie wróciły do nas.
Już bez komplikacji wróciliśmy do Stormreach i w pierwszej kolejności udaliśmy się na brzeg by zakopać naszyjnik należący do Kruka. Jeszcze w Tul’kas Binbom przygotował kamienną otoczkę, w której umieściliśmy być może niebezpieczną biżuterię. Zaraz po wyjęciu jej z torby znikajki, zakopaliśmy całość na dość dużej głębokości.
Następnie odszukaliśmy Bartolomeo i popłynęliśmy do Eldamira, który przygotował ceremonię spalenia zwłok nieumarłego kompana Garrowa. Mag wyrysował schludny krąg na ziemi, zaczął swoją inkantację i polecił mi rozpoczęcie modlitwy. Nieco się zawstydziłem, ponieważ nigdy wcześniej nie podejmowałem takiej czynności. Rytuał doszedł do skutku, ale przy najbliższej okazji muszę porozmawiać o istocie modlitwy z Akilem.
Zebraliśmy pył, który ma pomagać w odpędzaniu nieumarłych i pogawędziliśmy jeszcze chwilę. Eldamir zastanowi się nad udaniem się z nami na wycieczkę do Tul’kas, pozwoli nam też na jednoosobowe wizyty w jego bibliotece w razie potrzeby.
Kolejnym punktem dnia była wizyta u Drago Thula. Oddaliśmy mu zdobyte głowy i zasugerowaliśmy oddanie nam Czarnego Frachtowca – tawerny i statku. Thul jeszcze rozważa tę opcję, ale jego największą obawą był fakt, że pod Frachtowcem znajduje się sieć tuneli, które muszą być uprzednio zabezpieczone. Dobrze sobie radzimy z tunelami, mamy też zaprzyjaźnione koboldy. Thul powiedział też nieco więcej o Illmarow. Kobieta jest dowódczynią SS, miała duży i destruktywny wpływ na Karrnath w czasie wojny. Podejrzewa się, że jest liszem.
W siedzibie Mieczy Karrna otrzymaliśmy jeszcze jedną wiadomość – Barinessa nie dotarła do miasta. Wcześniej słyszeliśmy informacje o wielkim sztormie jaki nawiedził okolice Stormreach i Kłów Shargona oraz plotki o rozbitym statku. Wywołało to mój wielki niepokój.
Wieczorem każde z nas rozeszło się w inną stronę. Wraz z mężem poszliśmy opatentować jego wynalazki, zwrócić głowę żonie Varrena oraz zorganizować transport na akcję poszukiwawczą. Satros udał się do Kelana, a Hael’gha cóż, nie poinformowała nas gdzie idzie.
O poranku spotkaliśmy się we trójkę, a Satros wysłał Hael’dze wiadomość informującą, że niedługo wyruszamy na poszukiwania kapłanki Vol. Odpowiedź długo nie nadchodziła. Zacząłem podejrzewać najgorsze – ryby. Stormreach to portowe miasto. Ryby są wszędzie.
Postanowiliśmy sprawdzić u Selanara, ale wtedy w końcu odpowiedziała. Spotkaliśmy się w porcie.
Droga była wyjątkowo spokojna. Na jednej z wysp znaleźliśmy szczątki Bladej Ryby – statku, na którym miała być Barinessa. Weszliśmy w głąb wyspy i pomimo, przynajmniej moich, chęci dialogu, walka wywiązała się natychmiastowo.
Obecni tam Sahuagini nie byli tak mili jak Ciimo. W zasadzie to wcale nie byli mili. W którymś momencie wśród wrogów pojawiła się zamaskowana postać. Zaatakowaliśmy ją z mężem, ale niepotrzebnie. Postać okazała się być Barinessą. Wspólnie pokonaliśmy resztę ludziorybów i dowiedzieliśmy się, że ci przetrzymują wciąż dwóch członków załogi zatopionego statku oraz dziecko kapłanki Vol. Zregenerowaliśmy się nieco i ruszyliśmy dalej.
Barinessa okazała się być nie tylko osobą nad wyraz przyjazną, ale też nieocenioną w walce. Tłum ludziorybów rzucił się na nas bez litości. Ryby z trydentami były wszędzie. Wszędzie. Mam pewne luki w pamięci z tej walki, ale co chwilę traciłem przytomność i budziłem się z rybą przed oczami. Ryby są straszne. Odnaleźliśmy w końcu uwięzionych marynarzy, a później dziecko naszej kapłanki – na szczęście całe i zdrowe. Wtedy jednak z wody wyłonił się przywódca sahuaginów – wielki człowiekorekinoryb. Daliśmy mu radę i mogliśmy bezpiecznie wrócić do Stormreach. Hael’gha i Satros powiedzieli gdzie się udają na noc, a ja wraz z mężem, Barinessą i Rufusem skierowaliśmy się do Kapitularza.
Walka dnia poprzedniego pozostawiła drużynę z chęciami na spędzenie dnia bez planu. Nie odnajduję się w takim sposobie regeneracji, jednak potrzeby statystycznego członka grupy przeważyły. Oprowadziliśmy Barinessę po mieście i odwiedziliśmy Drago Thula, który zlecił nam oczyszczenie podziemi połączonych z Czarnym Frachtowcem w zamian za udostępnienie nam budynku.
Dowiedzieliśmy się też o istnieniu Szczurów Lądowych – gangu, który wymusza haracz na przedsiębiorcach w Stormreach, w tym, najprawdopodobniej, na właścicielach Kota Pokładowego. Bardzo nieszanowalne zachowanie. Właścicielka Kota pozostawiła jednak sprawę bez komentarza.
Odwiedziliśmy również miejsce pracy Kelana i poznaliśmy imię jego byłego. Carlos był ponoć, cytuję, dobrym chłopakiem.
Wieczorem natknęliśmy się na kapitana Morrigana, ale on nie natknął się na nas – obserwowaliśmy go z daleka. Kapitan spotkał się z zakapturzonym elfem i wręczył mu przedmiot. Elf odjechał, a my nie podjęliśmy żadnych działań.
W końcu przyszedł czas na zejście do podziemi. Otrzymaliśmy klucz i zeszliśmy na dół. Pierwszy trop poprowadził nas do mężczyzny oddającego mocz do wody. Mężczyzna okazał się mieć kolegów, być szczurołakiem i nie być otwartym na dialog. On i jego wspólnicy nie żyją. Przejrzeliśmy ich rzeczy i znaleźliśmy ogłoszenie z nagrodą za głowę obecnej tam kobiety, którą zabraliśmy ze sobą. W ich notatkach natrafiliśmy też na dwa imiona: Pavlo i Tenev mieli zostać pojmani lub zaginąć. Oprócz tego w pomieszczeniu znaleźliśmy na półmartwą dziewczynę – paladynkę Srebrnego Płomienia. Tierra nosiła na sobie ślady tortur i chorób. Doprowadziliśmy ją do stanu, w którym będzie mogła się poruszać i zabraliśmy ze sobą. Nasza współpraca jest tymczasowa i opiera się na dużej dozie nieufności. Z braku wyboru jednak, wciąż trwa.
Idąc dalej natrafiliśmy na przeszkodę w postaci rozpadliny, która utworzyła się pod naszymi nogami. Hael’gha, Barinessa i Tierra spadły na jej dno, a Hael’gha postanowiła zbadać jaskinię, co zaowocowało walką z płaszczowyjem, który obecnie nie żyje. Wspięliśmy się na górę i zabezpieczyliśmy rozpadlinę krwawym napisem na ścianie i linami.
Udaliśmy się w dalszą drogę i natrafiliśmy na rozwidlenie. W prawym, węższym tunelu Binbom zastawił pułapkę i skierowaliśmy się do lewego, który prowadził do rozszerzenia. Odbyliśmy nerwową rozmowę z Tierrą, która robiła zbyt dużo hałasu swoją zbroją i zaczailiśmy się na coś, co wydawało szurające odgłosy. Jako jedyny niczego nie widziałem, więc czekałem na reakcję męża, który nagle rzucił się do ataku. Przeciwnikiem okazała się istota zwana błyskochujem lub błyskozgubą. Nazewnictwo najprawdopodobniej jest kwestią regionalną. Pokonaliśmy bestię, która migała, znikała i zadawała obrażenia, po czym oskórowaliśmy ją, pobłogosławiliśmy ją i głowę szczura i ułożyliśmy się na spoczynek w jej leżu.
W nocy Hael’gha widziała oko na kamieniu, a Tierra w końcu się wyspała. Zabezpieczyliśmy kolejne przejście (to, z którego wyszedł błyskochuj), i skierowaliśmy się korytarzem niżej. Przyszedł czas na kolejne spięcie z Tierrą, a później odkrycie pomieszczenia, w którym martwa długowłosa kobieta pożerała gnijące zwłoki. Po długiej walce i prewencyjnym ucięciu głowy kobiety, która już jedną śmierć zdecydowanie kiedyś przeżyła, zabraliśmy się za plądrowanie, które przerwało atak paniki Hael’ghi. Część z nas chciała iść dalej, Hael’gha nie, a Tierrę w końcu trzeba było odstawić do domu. Zatkaliśmy wejście do groty nieumarłej kolumną i zaczęliśmy wracać.
Podróż wydawała się mijać pomyślnie, a przynajmniej takie wrażenie sprawiali ci, którzy widzą w ciemności. Nagle jednak Satros zorientował się, że coś jest nie tak jak powinno i znajdujemy się w nieznanej mu części podziemi. Co gorsza, Hael’gha zauważyła w oddali wątłe światło. Po dość długiej naradzie zdecydowaliśmy się za nim podążać. Znaleźliśmy pułapkę na podłodze, której rozbrojenie kosztowało nas głowę szczurzej samicy i kilka naboi mojego męża. Wtedy usłyszeliśmy też ciche inkantacje.
Jeśli moduł pamięci mnie nie myli, wchodziliśmy do pomieszczenia, z którego dobiegały modlitwy z planem ukrycia się. Hael’gha, Barinessa i Tierra zdecydowały jednak by usiąść w ławce na widoku. Kultyści nie byli przyjaźni i zasugerowali, że nasze panie będą dobrymi ofiarami w przeprowadzanym właśnie rytuale. Hael’gha postanowiła wtedy zaproponować im ofiarę z Tierry. Założyłem, że to podstęp. Binbom natomiast, być może słusznie licząc się z ciemną stroną Hael’ghi, prewencyjnie zaatakował.
Kultyści przestawali żyć jeden po drugim. Problemem pozostawał jednak unoszący się nad ziemią nieumarły Obserwator. Obrzydliwa istota, też przestała żyć - znowu.
Gdy plądrowaliśmy trupy Hael’gha i Satros wyszli na zewnątrz jaskini. Po chwili też do nich dołączyłem. Znajdowaliśmy się w lesie, który nijak nie przypominał tych na Xen’drik. Spojrzałem więc w niebo, które oświetlał jeden księżyc. Nie byliśmy na powierzchni Eberronu, Hael’gha nie mogła skontaktować się ze swoją patronką, wszystko było źle. Doświadczając kolejnych błędów systemu kontroli, sporządziłem mapę nieba. Później udaliśmy się na spoczynek. Skontaktował się z nami wtedy kapitan Morrigan. Ma zamiar opuścić Xen’drik i chciał przedstawić nam wyniki śledztwa w sprawie Vennys. Mam nadzieję, że uda nam się spotkać.
Avassh odezwała się do Hael’ghi i zasugerowała odnalezienie drzewa wiedzy „na powierzchni” Khyberu – bo jak się okazało tam właśnie mieliśmy się znajdować. Nasuwa się tu jednak pytanie – skoro Khyber jest pod ziemią, dlaczego widzimy księżyc i niebo? Czy to iluzja daelkyrów, która ma doprowadzić podróżników do szaleństwa? Sama idea drzewa wiedzy pani szaleństwa również wydawała się niepokojąca, zjedzenie z niej owoców, żeby posiąść wiedzę o wyjściu z Khyber, którą Avassh najpewniej mogła przekazać Hael’dze telepatycznie również. Czy to test? Eksperyment mający na celu obserwację zachowań pod presją? Test naszej ciekawości?
Hael’gha, Satros i Barinessa chcieli szukać drzewa i drogi powrotnej w lesie. Ja z mężem i Tierrą spróbować wrócić tunelem. Osiągnięcie porozumienia nie było możliwe, więc zadecydowało rzucenie monetą. I tak, przeczesywaliśmy podziemne tunele przez kilka godzin z zerowym skutkiem. Niestety trzeba było zawrócić do lasu.
Przy samym wyjściu Binbom został pochwycony przez ziemię i pędy, na szczęście kichnięcie pozwoliło mu na uwolnienie się. Spokojny Binbom przejął też wtedy kontrolę nad swoim ciałem. Te chwilę są bardzo niepokojące. Las robił wrażenie obcego, ale nie jak gaj daelkyrów. Satros zebrał kilka roślin i wtedy, z nagła, drogę zagrodziła nam gałąź – ramię drzewca. Drzewna istota wydawała się na początku groźna, oplatała nas korzeniami, powstrzymując ruch. Twierdziła, że nie mamy szacunku dla tego miejsca. W końcu jednak złagodniała, nazwała mnie drewnianym bratem i poleciła utrzymanie grupy w ryzach w drodze do drzewa wiedzy. Satros natychmiast postanowił wypuścić wtedy swoje pszczoły. Został powstrzymany.
Przez całą drogę byliśmy obserwowani, kolejne drzewce pojawiały się i znikały z naszego pola widzenia. Nie wszystkie były jednakowe. Niektóre, wyjątkowo humanoidalne, wyrastały z drzew, przypominając nieokute w zbroję jednostki mojego typu. Czy to stąd pochodzimy? Czy Cyryjczycy wycinali nas z takich miejsc i przygotowywali do walki? Nauczyli się nas hodować? Spokojny Binbom twierdził, że wszyscy, którzy mogliby to wiedzieć, zapewne nie żyją.
W końcu dotarliśmy do drzewa wiedzy – rozłożystej rośliny, robiącej wrażenie szklanej, z której gałęzi zwisały mieniące się owoce. Hael’gha zaczęła od rozmowy z pobliskimi krzewami, które wyjaśniły, że zjedzenie jego owocu może się wiązać z otrzymaniem wiedzy, która jest trudna do przyjęcia, ale też że uszanowaliśmy las i każdy może skosztować owocu wiedzy. Zanim zdążyliśmy ocenić i przedyskutować ryzyko, Satros zjadł owoc. Zjadł owoc z drzewa daelkyrów, na których spluwa niemetaforycznie za każdym razem, gdy ktoś ich wspomina. Twierdził, że zrobił to, żebyśmy my nie musieli. Nie dowiedział się jednak niczego o wyjściu z Khyber, więc Hael’gha jednak musiała. Tu jednak miał miejsce sukces i Hael’gha faktycznie dowiedziała się jak wrócić na Eberron.
Drowy nie odczuły skutków ubocznych, przynajmniej wtedy, a moja ciekawość zaczęła wygrywać. Chciałem zapytać drzewo o tak wiele, ale przede wszystkim o to jak pomóc Binbomowi. Myśl, że jego przypadłość jest śmiertelna wyrywa mnie ze stanu regeneracji od naszego ślubu. Nie mogliśmy się zgodzić co do tego czy powinienem zerwać owoc do tego stopnia, że wywiązała się między nami szamotanina. Zjadłem go jednak i doświadczyłem absolutnego przeładowania pamięci. Ciąg obrazów, głosów, emocji i informacji samych w sobie był w tamtej chwili zbyt duży. Wiem teraz jednak, że daelkyrzy mają odpowiedź na moje pytanie. Muszę spróbować zrekonstruować wszystko, co przeszło mi wtedy przez umysł. Barinessa też zjadła owoc. Dowiemy się z jakim skutkiem.
Poszliśmy za Hael’ghą, która otworzyła magiczne przejście w drzewie i w końcu znaleźliśmy się w domu. Może nie dokładnie w domu, ale na Xen’drik, wśród wystraszonych tabaxi, którzy widzieli jak wychodziliśmy z drzewa. Tabaxi okazały się jednak przyjazne. Odpoczniemy w ich obozie.
Zlokalizowaliśmy własne położenie na mapie. Wyrzuciło nas w połowie drogi między Zębami Tytana a Tharkgun Dhak.
Dowiedzieliśmy się też, że tabaxi pochodzą z pustyni na południowym zachodzie, z osady Mrrak. Niestety musiały opuścić swoje terytoria przez ataki yuan-ti, które również zdarzają się tu. Kilku członków karawany zostało porwanych. Spieszyło nam się, ale bezpieczeństwo kotków uznaliśmy za priorytet.
Udaliśmy się do ruin. Przedzierając się przez kolejne pomieszczenia, pułapki i przeciwników, dotarliśmy do pierwszych zakładników. Dwójka tabaxi została przyjaźnie przepytana i prowizorycznie uzbrojona. W dalszych częściach ruin mogli wciąż przebywać żywi pojmani.
Na naszej drodze stanął w końcu godny przeciwnik – przesuwane drzwi. Spędziliśmy przy nich dłuższą chwilę, myśląc intensywnie i nasłuchując inkantacji yuan-ti, które zza nich dobiegały. W końcu Binbom przemienił mnie w chmurkę i umieścił w szklanej fiolce, a Tierra otworzyła drzwi siłą.
Walka zaczęła się natychmiast. Abominacja dostała w głowę fiolką, z której zmaterializowałem się ja. Dobicie wężowej istoty poszło gładko, jednak kolejne zaczęły się zbliżać. Yuan-ti kończyły swój żywot jedna po drugiej. Niestety, gdy kropla krwi ostatniej spadła na kamienny sarkofag, ten otworzył się, ukazując oblepioną krwią istotę, którą wężoludziom skutecznie udało się przywołać. Istota była, jak się później okazało, anathemą – bytem uważanym przez yuan-ti za półboga. Starcie było niezwykle wymagające, ale w przeciwieństwie do niej, przeżyliśmy. Ostatnimi słowami anathemy było: skaza powróci.
Gdy przeglądaliśmy już łupy, zaatakowało mnie z zaskoczenia najsłodsze kociątko w Ebberonie. Tabaxi był tak malutki, że nie miał jeszcze nawet imienia. Maleństwo szybko się uspokoiło, a z jednego korytarza wyszli jego żywi krewni. Niestety, większej ilości pojmanych nie udało nam się już znaleźć. Ponoć wcześniej byli tu też ludzie i elfy. Pozostała po nich tylko krwawa breja w sarkofagu. Zebraliśmy łupy, w tym księgę spisaną w otchłannym i zebraliśmy się w drogę powrotną. Do karawany dotarliśmy gdy już zapadał zmrok.
Tabaxi uzupełniły nasze zapasy. Wykazały też wielkie zaniepokojenie na hasło „skaza”. Termin jest tabu w ich społeczności. Koty łączą bowiem go z mitami o klątwie gigantów, przez którą każde miasto na Xen’drik upada. Skontaktowałem się z kapitanem, a Hael’gha z Selanarem. Być może uda się wrócić do domu szybciej.
Szukając noclegu napotkaliśmy Knuka, pokojowego starego giganta, który opuścił swoje plemię by umrzeć. Gigant wydawał się przygnębiony i samotny, chciałby już zakończyć swoje życie, wzlecieć wysoko jak ptaki, poza krawędź i udać się na polowanie ze swoim bogiem – Banorem Krwawą Strzałą. Knuk nie chce jednak odejść naturalnie, a w walce. Idziemy z nim na nocne polowanie.
22 Eyre 998 - Kapitan i zakupy
Przed wejściem do miasta Elword palił właśnie rzeczy po Vennys. Wyjąłem jej notatnik i podążyłem za nim. Reszta ugasiła ognisko i zabrała to, co nie spłonęło. W mieście zauważyłem coś nowego – napisy na murach. Symbol X otoczony okręgiem i hasła: „nie chcemy żeby dwunastka pchała się w nasze sprawy”, „to jest Xen’drik, nie Khorvaire”, „nie chcemy waszych problemów i wojen”.
Usiedliśmy z kapitanem w tawernie Fenix.
Rozmowa z kapitanem była dość przygnębiająca i mało konstruktywna. To przykre. Przeżył to, co ja, ale bardziej i nie ma męża, z którym mógłby porozmawiać. Tylko nas – ludzi, którzy rzucili mu pod nogi głowę siostry.
Następnie udaliśmy się na zakupy, a Binbom zabrał się za wykonanie zbiornika na krew dla Hael’ghi. Wieczór również minął spokojnie. Poszliśmy z Hael’ghą do terrorystycznego baru, a Binbom z Satrosem zaprzyjaźnili się z dwoma kobietami. Satros rano był smutny.
23 Eyre 998 - Garrow, koboldy, Ceremonia Krwi
Następnie poszliśmy dowiedzieć się czegoś o losie aresztowanych koboldów. Po krótkiej rozmowie z mało przyjaznym i jeszcze mniej kompetentnym szefem straży, udało nam się wykupić matkę Tuga i Muga oraz dwie inne koboldki. Nie było to tanie, ale nie podpadliśmy straży. Wygrana.
Dostarczyliśmy wykupione koboldy. Reszta szybko się nimi zajęła i dopiero wtedy zauważyliśmy jak bardzo były pobite. Nie mam dla tych strażników niczego poza pogardą.
Koboldy przybyły w okolice Stormreach z jaskiń w okolicach Kłów Argaraka, z których zostały wypędzone przez krasnoludy z Khorvaire. Nie chcą już wracać do starego domu. Przyjęły propozycję współpracy z Vulkoori. Opowiedziały nam też trochę o smoczym kamieniu jaki odnaleźliśmy przy nekromantach. W przeciwieństwie do okruchów Siberis, którymi dysponują koboldy, nasz pochodzi z Khorvaire i jest okruchem Khyber. Koboldy nie wiedzą jak go zakląć, ale zgodziły się na potencjalną zapłatę za nasze usługi w okruchach Syberis.
Mówiły też o tym, że w Stormreach szukały innych koboldów, które ponoć zamieszkują podziemia. Dowiedzieliśmy się później gdzie może być wejście. Musimy się skontaktować z Kavem.
Po drodze do jaskiń Vol zauważyliśmy migoczące światło. Hael’gha i Satros zbliżyli się do niego, ale czymkolwiek było, nie podjęło reakcji. My również.
Zgromadzenie Vol było już w pełnym, a nawet pełniejszym niż ostatnio komplecie. Na początku nie wiedzieliśmy co się dzieje, ale szybko zostaliśmy wprowadzeni w Ceremonię Krwi. Każdy chętny miał przeciąć dłoń i spuścić nieco krwi do naczynia. Binbom i Satros dołączyli do obrzędu, Akil nakazał mi się wstrzymać, a Hael’gha wstrzymała się sama. Okazało się, że zebrana krew była przeznaczona dla mnie – nowego kapłana Vol. Trudno mi opisać ten moment. Pierwszy raz od zakończenia służby mam formalny cel, jednak tym razem bez jasnych rozkazów. Jedyne, czego się dowiedziałem to to, że Akil jako kapłan Vol nie popiera pozbawiania życia – nawet Garrowa. Przekazał jednak kilka porad związanych z walką z wampirami.
W czasie ceremonii dowiedzieliśmy się o śmierci członka społeczności – Retara, który został zasztyletowany w Starej Bramie. Podejrzewamy Srebrny Płomień lub samozwańczą milicję, Rycerzy Thrane, którzy żyją w niezgodzie z Mieczami z Karrn i zwykłymi Karrnijczykami. Zbadamy to. Khashana podpowiedziała nam, że powinniśmy poszukać Mazratha – rzeźbiarza z portu, który wiele wie.
Po drodze zaatakowały nas dwa giganty. Nie żyją. Noc spędziliśmy w domu Pani Mamy Hael’ghi. Dowiedziałem się, że prochy po rzeczach Vennys nie przetrwały. Odczułem emocję, którą można nazwać przytłaczającym smutkiem.
24Eyre 998 - Sprawa morderstwa Retara
Udaliśmy się później do rafinerii, gdzie poznaliśmy Gertana, Karrniczyka, który pracował z Retarem. Człowiek był na początku nieufny, ale chyba nas polubił. Powiedział, że Retar miał romans z Thranką – Klaudią. Opowiedział też o tajemniczym Skowronku – głosie niezadowolonego ludu. Trzeba wypytać później o skowronka bardów i Mazrata.
Postanowiliśmy pójść do dzielnicy Starej Bramy jako turyści. Mieszkają tam w dobrych stosunkach Aundairczycy i Thranie. Poza świątynią SP nikt raczej nie zwracał na nas uwagi – poza zieloną papugą. No i potem wszystkich, których sztućce przyfrunęły do mnie i Bimboma – zdarza się. W świątyni SP poznaliśmy kapłana Jiryana Zayna, który rozmawiał z nami na tyle długo, że zdążyliśmy z Hael’ghą zlokalizować Klaudię. Kapłan opowiedział trochę o propagandzie wyznania i o tym dlaczego Vol i likantropy nie są święte. Podał też nazwisko głowy Rycerzy Thrane w Stormreach – Valena Vantara.
Satros wyśledził Klaudię i poszliśmy do niej wszyscy. Podobnie jak Gertan, na początku była nieufna. Mam nadzieję, że kiedy nauczę się tworzyć sobie iluzję ludzkich oczu, ludzie będą się czuli przy nas swobodniej. Klaudia wskazała nam dokładne miejsce zbrodni i przekazała, że Zayne wiedział o ich związku. Powiedziała też, że siostra Retara mieszka naprzeciwko Kota Pokładowego.
Zanim wyszliśmy z dzielnicy Thrane, zauważyliśmy ruch w wodzie. Był to sahuagin Ciimo i okazał się bardzo rozmowny. Widział zbrodnię i to jak jasnowłosy morderca mówi Retarowi, żeby zostawił jego siostrę, i że nigdy go nie zaakceptuje.
Przeszliśmy się jeszcze nocą po dzielnicy i spotkaliśmy mało przyjaznego strażnika oraz jednookiego efla na dachu. Hael’gha i Satros weszli na górę by z nim porozmawiać. Kelan powiedział, że nie robi nic złego. To tak jak my. Rozeszliśmy się w pokoju.
W końcu odnaleźliśmy dom siostry Retara – Agaty. Ta też była nieco nieufna, a ja znów zapomniałem o iluzji ludzkich oczu. Zaprosiła nas do środka i przekazała kilka informacji o mieczach Karrna. Ich szef nazywa się Drago Thul, a straż patroluje swoją dzielnicę parami. Dowiedzieliśmy się też, że Karrnijczyków jest mniej niż Thranów. Agata nie wiedziała co jeszcze można zrobić w sprawie śmierci swojego brata, ale pozwoliła nam przenocować.
25 Eyre 998 - Papuga, Mazrath i karrnijczycy
Jeszcze raz spotkaliśmy się z Klaudią by ustalić czy jej brat, który zabił Retara to brat biologiczny czy taki ze wspólnoty religijnej. Nie dowiedzieliśmy się wiele, ale kobieta wyglądała na przybitą i pełną wyrzutów sumienia. Postawiliśmy na szukanie jej biologicznego brata. Patrząc z perspektywy czasu, to bardzo przykre, że w tydzień straciła i partnera i brata.
Zagailiśmy rozmową dwóch członków Mieczy Karrna, ale nie byli zbyt pomocni i nie chcieli nas skontaktować z Thulem.
Musieliśmy pojmać kogoś, czyja wina nie została udowodniona, wiec zabraliśmy ze sobą Tophura na zwiad. Binbom sprawił, że zbrojnokuty strażnik stał się niewidzialny i mógł podążać za nami. Odnaleźliśmy brata Klaudii, zabraliśmy do ciemnej uliczki i podaliśmy się za jego sprzymierzeńców tak by sam przyznał się do największej liczby potencjalnych zarzutów. Mężczyzna podał motyw, miejsce, sposób, rodzaj broni i opisał porzucenie zwłok. Tophur aresztował go natychmiast i podziękował za współpracę. Poprosiliśmy Tophura o dyskrecję tak by mężczyzna został ukarany, ale zamieszki na tle religijnym się nie zaostrzyły. Dowiedzieliśmy się później, że w Stormreach praktycznie wszyscy zostają skazani i walczą na arenie o życie. Brat Klaudii nie wyglądał na wielkiego wojownika, ale postaramy się przyjrzeć procesowi wymierzania mu kary.
Agata została natychmiast poinformowana, nie chcieliśmy zapłaty. Znów podeszliśmy do karrnijskich strażników. Wydawali się jeszcze bardziej zdezorientowani niż ostatnio, ale chyba powiedzą Thulowi o naszym istnieniu.
Udaliśmy się do Kota Pokładowego, gdzie odpoczęliśmy i złożyliśmy ofiarę kotu alfa.
Wieczorem spotkaliśmy się z Mazrathem i wyruszyliśmy w drogę powozem. Elf był mało kontaktowy, ale opowiedział nam bajkę o Skowronku – porwanej przez giganta córce kapitana Arlanda, która spędziła wiele lat w niewoli aż usłyszała śpiew ptaka, uwierzyła w siebie, wydostała się i sama została kapitanem.
Nagle zostaliśmy zaatakowani przez dwóch mężczyzn i niewidzialnego łowcę. Walka była dziwna. Gdy pierwszy mężczyzna padł, krzyknął: „za Karrnath”, ja go ustabilizowałem, a Hael’gha zaczęła krzyczeć, że nie mamy nic do karrnijczyków. Drugi mężczyzna chciał przez chwilę walczyć, ale się poddał i powiedział, że łowcą steruje ktoś inny i on nie ma na niego wpływu. Pokonaliśmy łowcę. Przytomny mężczyzna przedstawił się jako Marshall. Był kiedyś żołnierzem, ale teraz służy Szponowi. Powiedział, że Biały Kruk i tak go zabije jeśli się dowie, że się z nami i przestaliśmy rozumieć jego motywację.
Dowiedzieliśmy się, że: Kruk (człowiek, mężczyzna, lat 50, czarne siwiejące włosy), zarządza Szponem w okolicach Stormreach, Frachtowiec jest ich bazą, celem organizacji jest przetrwać, a z Marshallem służy 10 osób.
Im więcej Marshall mówił o swoim patriotyzmie i metodach swojej organizacji, tym większą dezaprobatę w nas budził. Powiedzieliśmy mu, żeby się ogarnął i nie był już głupi, bo to trochę wstyd i bez sensu. Poradziliśmy też zmianę lokalizacji. Nie wierzę w niego zbyt mocno, ale trochę jednak tak. Zabraliśmy rzeczy jego i jego kolegi i zostawiliśmy obu w lesie.
Z Mazrathem dotarliśmy do ruin, gdzie spotkał się z elfami ze smoczymi znamionami cienia. Hael’gha ich podsłuchała i dowiedziała się, że: tabaxi uciekają na pustynię, yuan’ti są niespokojni, a farmerzy herbaty narzekają, że Srebrny Płomień męczy ich o spotkanie, a reszta rodziny jest zdrowa. Na wyjściu walczyliśmy ze złudnymi bestiami.
W drodze powrotnej Mazrath opowiedział więcej o Skowronku. Ponoć ludzie są zagubieni i zdeterminowani, próbują różnych rzeczy. Pochodzą z każdej dzielnicy i spotykają się w różnych miejscach. Chcą wyeliminować lordów, ale nie mają przewagi i woleliby pokój i dlatego na razie piszą tylko po ścianach.
Co do Lordów Burzy, Lyrandar mają największy wpływ na Wylkes i dzielnicę portową, a rafineria przetwarza kamienie Syberis. SP nie ma wpływu na lordów i żyje z datków. Sel Shadra ma wpływ na Południową Bramę.
Mazrath dał nam 100 sztuk złota i herbatę Dil’maah.
Na noc wróciliśmy do domu Hael’ghi. Hael’gha zapewniła, że ani ona ani jej patronka nie chcą skrzywdzić Satrosa. Wciąż się nieco martwię. Daliśmy znać koboldom, że jesteśmy gotowi do drogi. Czekamy na znak.
27 Eyre 998 - Wodociągi, Selanar, Słowik
W końcu trafiliśmy na koboldy – Goksa i Tusa. W przeciwieństwie do wcześniej poznanych nie były bystre, ale pozwoliły nam w końcu przejść. Ich szef – Kord, skrywał się pod iluzją. Faktycznie był czartem i tabaxi jednocześnie. Nie chcieliśmy z nim walczyć, ale on już tak. Nie żye.
Koboldy źle to zniosły, jednak ich nowy przywódca – Helte, rozpoczął rozmowy z kapitanem Skalem. Sukces.
Wieczorem, po wyjściu, znów zauważyliśmy papugę. Doprowadziła nas do małego, zadbanego gaju w Dzielnicy Wytchnienia, gdzie zmieniła w mężczyznę – również wyznawcę Avassh. Zrobiło się niezręcznie. Nie chciałem, żeby sytuacja eskalowała, ale moje działania tylko zwiększyły nerwowość w grupie. Selanar wskazał nam miejsce na zachód od Stormreach, które jest wyjątkowo lubiane przez Plączącą Korzenie, ale też coraz częściej uczęszczane przez nieproszonych gości. Obiecaliśmy to zbadać.
W drodze do Kapitularza wpadł na nas strażnik z podciętym gardłem. Binbom został by zaopiekować się magicznie ustabilizowanym mężczyzną, a my udaliśmy się w krótki i skuteczny pościg. Mordercą okazał się członek Słowika i nasz znajomy – Kelan. Jednooki elf został puszczony. Strażnik o imieniu Derek, odprowadzony przez Binboma do strażnicy.
W poczuciu beznadziei i obawie przed nieuchronnym rozpadem grupy, poszedłem z mężem porozmawiać na dach. Gdy wróciliśmy, Hael’gha i Satros właśnie kończyli rozmowę. Wszystko sobie wyjaśnili. Mroczne elfy są bardzo nieprzewidywalne.
28 Eyre - 5 Dravago 998 Avassh i Srebrny Płomień
Zanim wyszliśmy na śniadanie, do naszego okna zapukał Kelan. Ostrzegł nas przed próbującą nas wytropić grupą trzech drowów – najprawdopodobniej Umbragen. Wtedy dowiedzieliśmy się o dezercji Satrosa. Obawiam się, że Pharatowi i Nizarze jest teraz bardzo smutno.
Śniadanie upłynęło spokojnie, nie zostałem zauważony przez Laurę. Usłyszałem też, że w dzielnicy świątynnej jest teraz wystawa. Nie poszliśmy tam. Pierwszą pozycją w planie był gaj Avassh.
Zanim jeszcze dotarliśmy do gaju, zauważyliśmy jelenia porośniętego kwiatami i grzybami. Był przyjazny. Nagle pojawili się też wojownicy Srebrnego Płomienia. Po krótkiej rozmowie okazało się, że nie byli przyjaźni. Jeden z nich przedstawił się jako ser Gormon. Przez chwilę rozważaliśmy czy musimy atakować, ale Płomień nie chciał opuścić okolicy, a Hael’gha zauważyła, że jeśli rycerze wrócą do miasta, będą mieli czas na przegrupowanie oraz będą mieć świadomość kim jesteśmy oraz po której stronie walczymy.
Na początku starcia, druidzi Avassh, którzy czaili się w krzakach zdawali się zdezorientowani. Szybko jednak ustaliliśmy kto atakuje kogo. Rycerze Płomienia zginęli, a druidzi zaprowadzili nas do swojego schronienia. Współkultyści Hael’ghi okazali się bardzo przyjaźni, poznali nas ze swoimi napędzanymi fotosyntezą kotkami i poczęstowali zupą. Przed wyruszeniem w dalszą drogę, wziąłem Binboma na krótki spacer. Chciałem porozmawiać z Avassh i zostawić drobny podarek na poczet potencjalnego nieatakowania Umbragen. Sytuacja jednak wymknęła się spod kontroli. W gaju pojawił się kolejny uzbrojony wyznawca Płomienia. Natychmiast przypomniały mi się słowa Hael’ghi o tym, że jeśli Płomień zauważy nas z druidami i pójdzie wolno, nie będzie to korzystne. Zaatakowałem i zniknąłem. Przeniesiony w pustkę rozmyślałem przez 60 sekund nad tym, że mój brak rozwagi pozostawił Binboma z być może więcej niż jednym fanatykiem Płomienia. Gdy wróciłem, zawołałem męża, ale tym razem jego nigdzie było. W tym momencie zbiegło się jeszcze dwóch fanatyków, kilku druidów. Ze skały spełzła też nieco zdeformowana kobieta, która mnie zaatakowała. Teraz już wiem, co czuli druidzi w czasie naszej poprzedniej potyczki z Płomieniem. Dezorientacja na początku starcia na Xen’drik (gdzie nie każda walcząca jednostka jest jasno oznaczona jak w czasie wojny na Khorvaire), jest czymś, czego najwyraźniej warto się spodziewać.
To starcie z Płomieniem również skończyło się sprawną utratą życia przez przeciwników. Zabraliśmy ich ekwipunek i udaliśmy się na kolację, która przedłużyła się do pięciodniowego pobytu, w czasie którego mój drogi mąż udoskonalił mój pancerz.
(mieszkańcy jaskini, którzy się przedstawili: Ena – kobieta z gałęziami na głowie, Thasina – rudowłosa być może elfka, Chaenath – faunka)
Już pierwszej nocy odezwała się do nas sama Avassh i każdy, nawet Satros, zdawał się po tych rozmowach mieć pozytywne wrażenia.
Plącząca Korzenie poleciła mi większe panowanie nad sobą i ograniczenie pielęgnacji nienawiści. To dobre rady. Jednocześnie, sama Avassh wydawała się niepokojąco przychylna, aż zbyt przyjazna na kogoś, kto umożliwia rzucanie nieziemskiego uderzenia.
Po zakończeniu prac Binboma, powróciliśmy do miasta. Hael’gha wysłała też wiadomości do koboldów i Akila. Koboldy ponoć sobie radzą, jednak Akil wspomniał o zamieszkach w mieście oraz o tym, że nie daje sobie rady z 23, który chce wychować Siena na wojownika. Warto odwiedzić ich jaskinię.
6 Dravago 998 Święto i konstrukt
Na ulicach było wyjątkowo dużo ludzi, ale też chodzących w parach strażników. Nikt nie zdawał się zwracać na nas uwagi, więc udaliśmy się prosto do Selanara. Druid zapłacił nam za wykonanie zadania w miksturach i poinformował, że rebelianci są coraz bardziej widoczni, strażnicy giną, a Lordowie są w coraz większej gotowości. Selanar powiedział też, że jeśli szukamy lekarza, najlepszym adresem będzie dom Jorcasco, a o gigantach może coś wiedzieć mag z latarni w porcie. W którymś momencie Satros zapytał o dróżników. Słyszałem coś o tych druidach z Cienistych Marchii. Selanar wydawał się im wrogi. Mówił, że są fanatykami, którzy bywają irytujący.
Następnie udaliśmy się do dzielnicy świątynnej. Obejrzeliśmy fontannę z czarnego kamienia, Binbom obejrzał przedstawienie, a Hael’gha wzięła ciasteczka ze stoiska z Srebrnego Płomienia, którzy świętowali Noc Wypieków i nie zostawiła datku. W innej sytuacji mógłbym uznać, że nie jest to szanowalne, ale w tym wypadku było.
Obejrzeliśmy ołtarze. Ten należący do Arawai był bogato ozdobiony. Stali przy nim też skąpo odziani wojownicy. Jeden nosił imię Bogdan. Dobre chłopaki. Obejrzeliśmy budynek przy onyksowej fontannie, Teatr Żywego Drewna, kilka innych ołtarzy Absolutu, ale też Szóstki czy nawet ołtarzy ku czci daelkyrom. Ołtarz Vol był zadbany. Zostawiłem tam świeczkę.
Nagle usłyszeliśmy krzyk i odgłosy walącej się bramy. Sprawcą okazał się konstrukt, który najwyraźniej wyrwał się spod kontroli. Pokonaliśmy go sprawnie z niewielką, ale miłą asystą paladynów Arawai. Był składakiem części z kilku epok, a na zbroi miał wytłoczone AV. Wtedy zjawił się Tophur, który wywnioskował, że inicjały mogą należeć do Varrena Allawani z dzielnicy Kuźni nadzorowanej przez lady Pauli Omaren. Przekazał nam też jak nazywał się pojmany brat Klaudii – Blon Huzak i poinformował, że wciąż czeka na proces. Dodał również, że Lordowie obawiając się Słowika zaczęli rozmowy z domem Phiarlan.
Udaliśmy się do warsztatu AV. Nie ufał nam, ale w końcu się dogadaliśmy. Kilkoro zamaskowanych ludzi znalazło konstrukt w ruinach i chciało go ponownie uruchomić za znaczącą sumę. Plan wydawał się dobry. Mieliśmy pozwolić krasnoludowi na zabranie konstrukta i zlecić poinformowanie nas kiedy jego zleceniodawcy się zgłoszą. Mieliśmy się z nim kontaktować i ochronić. Niestety, stało się najgorsze.
Po wizycie u Varrena wróciliśmy do Kapitularza. Czekałem na gości z Khyber, ale się nie zjawiali. Nagle nastąpiła ciemność. Dwoje elfów, na których czekała zupa, pojawiła się z zadaniem porwania Satrosa. Bardzo nieprzyjazny i nieszanowalny ruch ze strony Nizary. Połączenie magii uspakajania i niezawodnych pułapek mojego męża pozwoliło nam jednak ponownie wkroczyć na drogę dialogu. Lorelai i Baren, podobnie jak Pharat okazali się inteligentnymi i zdolnymi do życia w społeczeństwie istotami pod rozkazami Nizary. Udało nam się osiągnąć porozumienie. W Khyber pojawia się coraz więcej obserwatorów i innych sług Belashyrry. Możemy pomóc drowom w ich walce w zamian za wolność Satrosa.
7 Dravago 998 Kryjówka SS
Hael’gha skontaktowała się z kapitanem Morriganem. Nie mógł rozmawiać – zajmował się kwestią enklawy Lyrandar i rodzinnymi sprawami.
W jaskini Akila było miło i rodzinnie jak zawsze. Aleval – była Vulkoori z klanu Leśnych Tropicieli powiedziała nam nieco o żyjących w ukryciu i parających się magią drowach Sulatar. Akil i Alarich powiedzieli, że Garrow zajmuje się kapłaństwem w Południowej Strażnicy i że wielu SS do niego chodzi. Drago natomiast był jednym z ważniejszych przywódców w Karrnath. Dobrym strategiem i przeciwnikiem używania nieumarłych. On też mieszka w Południowej Strażnicy, ale ponoć nie ma zbieżnych celów z SS. To był dobry dzień. 23 powiedział, że nie ma już wizji Mabar, ale czasami ma przebłyski wspomnień swojego dawcy. To bardzo ciekawe. Czy jednak w ciele nieumarłych, coś zostaje nawet w takich przypadkach jakim jest 23?
Przed snem skontaktowałem się z Marshallem. Niestety mężczyzna wciąż jest prawakiem, ale przynajmniej nie wrócił do Kruka. Wysłałem też wiadomość do Nizary. Bardzo chciałem jej przekazać, że to co zrobiła było słabe. Z perspektywy czasu, wiem teraz, że sygnalizowanie zauważenia nieprzyjaznego zachowania u innych jest zdecydowanie niżej w hierarchii niż ochrona życia tych, którym się ją obiecało.
Rano Hael’gha (po narysowaniu wspaniałego portretu Larxa) odezwała się do Varrena. Po braku odpowiedzi pospieszyliśmy do Stormreach.
W warsztacie było cicho i czysto. Na stole stało pudełko, którego otwarcia podjął się Binbom. Obawialiśmy się czy nie mamy do czynienia z bombą, ale nie – była to zaledwie zabawka z wyskakującym ptaszkiem, a na jej dnie głowa Varrena i wiadomość: „Wiem, że lubicie kraść głowy, więc zostawiliśmy jedną”.
Mieliśmy mętlik w głowie. Podejrzewaliśmy Szpon, ale nie mieliśmy pewności. Przed domem były ślady trzech osób i ciągniętego konstrukta, za którymi podążyliśmy. Doprowadziły nas do rzeki, stamtąd udaliśmy się do dzielnicy Thrane, gdzie spotkaliśmy się z naszym najlepszym informatorem – Cimo. Cimo widział łajbę oznaczoną cyframi 7541. Widział też człowieka z maską ptaka na twarzy i dwóch innych. Widział też kogoś większego ode mnie. Nie wiemy czy chodziło mu o konstrukta czy załoganta.
Czekaliśmy w krzakach przy Czarnym Frachtowcu. W zasadzie to nawet nie były krzaki, tylko ulica między Frachtowcem a budynkiem straży. Obok przechodziło dwóch strażników – obaj z Mieczy Karrn, ale jeden pod zielonym płaszczem miał ciemny karrnijski uniform, drugi zbroję z Aundair. Nieważne. Staliśmy tak aż Hael’gha trochę odetchnie, później przeszliśmy na drugą stronę rzeki. Byliśmy widoczni bez wątpienia, ale przynajmniej wpadliśmy na jakiś plan. Binbom miał zniknąć przy pomocy mikstury, a my wejść, jak to mawiali żołnierze Aundair, na pałę. Binbom stworzył też naszego synka Trybsonka – jest uroczy i przyjazny.
Podeszliśmy do baru powiedzieć Smargatowi, że chcemy się widzieć z Krukiem, a Binbom przemknął na dół na zwiad. Zostaliśmy wpuszczeni. Przywitały nas trzy osoby, które nie zauważyły mojego męża i, pomimo przyjaznej oferty wzajemnego niemordowania, zdecydowały się na atak. Satros zaciemnił pokój, ale i tak nie było łatwo. Hael’gha raz była na skraju śmierci, ja skończyłem nieprzytomny raz lub dwa. Nie będę wyliczał wszystkich razów, kiedy zmietli nas na jakiś czas z planszy, ale chyba wyrobiliśmy miesięczną normę. Tylko Satros się trzymał. Jeśli Umbragen są tak wytrzymałe, a i tak mają problemy z aberracjami, wniosek jest tylko jeden – aberracji jest bardzo dużo.
Wracając. Gdy wyczerpani łapaliśmy oddech po uśmierceniu pierwszej trójki, Binbom wciąż niezauważenie infiltrował przyczółek wroga. Dawał nam znaki przez Trybsonka, więc byliśmy o niego spokojni i mogliśmy się zająć przeglądaniem rzeczy SS i racjami żywnościowymi. Hael’gha znalazła Dziennik Kruka
Poszukiwania artefaktu zlecone przed Trupią Pani przebiegają bez skutku. Wraz z innymi archeologami jesteśmy kolejny tydzień w podróży przez dżungle Xen’drik przemierzając kolejne ruiny – przeszkody są niebezpieczne, ale nie straciliśmy zbyt wielu ludzi, żeby wracać do miasta.
Natrafiliśmy na interesujące ślady starej elfickiej cywilizacji. Jeśli moja wiedza na temat Qabalrin jest prawdziwa, możemy mieć trop w naszych poszukiwaniach. Z samego rana wyruszamy dalej, droga będzie długa, jednak z chęcią zbadam pozostałości po pierwszych nekromantach.
Trupia Pani przybędzie do miasta za kilka dni. Z żalem musimy zakończyć poszukiwania, aby ją powitać w Stormreach i zabezpieczyć drogę przez podziemia dla niej i jej ludzi. Później udam się z nią na miejsce, aby zbadać ruiny i miejmy nadzieję odnaleźć artefakt. Jego niezwykła moc jest fascynująca – nie mogę się doczekać, aby przyjrzeć się cudom dawnych cywilizacji.
Trupia Pani jest interesującą kobietą – nic dziwnego, że Lady Illmarrow wybrała ją na swoją ulubienicę. Transport jej ludzi odbył się bez problemów. Jutro ruszamy na wyprawę, nie powinniśmy trafić na przeszkody.
Ponoć ktoś podąża naszym tropem. Trupia Pani osobiście zamierza się zająć intruzami, podczas gdy ja wraz z resztą udam się na poszukiwania ruin. Tropy, które udało nam się odnaleźć prowadzą do ruin samych Qabalrin.
Cóż za interesujące miejsce. Udało nam się pozbyć przeszkód i zabezpieczyć wszelkie ciekawe znaleziska dawnej cywilizacji. Pułapki nie były łatwe, niemniej przy małych stratach udało nam się je zneutralizować. Korona jest na miejscu, a Trupia Pani w drodze.
Intruzi podążają naszym śladem. Trupia Pani i jej ludzie pozostaną na miejscu, ja udam się do Stormreach ze znaleziskami. Przyjrzę się Koronie, kiedy reszta powróci z nią do miasta.
Korona przepadła, a Trupia Pani nie żyje. To znaczny cios dla Szmaragdowego Szponu. Lady Illmarrow nie jest zachwycona, jednak nie wątpię, że wyjdzie problemom naprzeciw i wymyśli nowy plan. Widocznie Vennys nie była dość silna, aby wykonać misję. Musimy dowiedzieć się więcej o naszych intruzach i odbudować siły.
Grupa naszych małych szkodników pozostała w mieście – co ciekawsze, ponoć dołączyła do miejscowego zgromadzenia Krwi Vol. Zaskakujące, że mamy coś wspólnego. Chętnie udam się na kolejną ceremonię do Akila i przyjrzę intruzom z bliska. Garrow pozostanie na miejscu – ponoć nie ma z naszym nieumarłym kapłanem najlepszych stosunków.
Niedługo do miasta przybędzie nowa kapłanka Vol. Dobrze byłoby ją przejąć na naszą stronę, zanim banda Akila to zrobi.
Intruzi to ciekawa banda. Nie próbowali nawet ukryć swoich planów – chcą na nas zapolować. Wydają się zagubieni, niemniej nie zamierzam bagatelizować ich siły. Jeśli interesuje ich polowanie, chętnie pierwszy zapoluję na nich. Garrow zamierza przyzwać Niewidzialnego Łowcę, aby zajął się szkodnikami, gdy oddalą się od miasta.
Zwiadowcy nie powrócili, zapewne misja się nie udała. Nic straconego – wyruszam na kolejną wyprawę, tym razem do gigancich ruin. Ponoć znajduje się tam coś ciekawego.
Fascynujące narzędzie – żelazny golem, stworzony tysiące lat temu, zapomniany i pozostawiony nieuruchomiony. Mamy na oku kogoś, kto może nam pomóc wykorzystać ten mechanizm dla naszych celów. Odpowiednia suma pieniędzy na pewno będzie przekonującym argumentem.
Mechanik zawiódł, a golem wydostał się do miasta. Któż inny mógł go pokonać, jeśli nie grupa naszych wspaniałych bohaterów? Znaleźli nawet trop do wynalazcy. Mechanizm został już przez nas przechwycony. Pozwoliłem sobie pozostawić szkodnikom małą niespodziankę, na wypadek, gdyby wrócili – na pewno im się spodoba. W międzyczasie zajmiemy się przygotowaniami do rozprawienia się z naszym problemem raz na zawsze.
Tak czy siak, będziemy musieli zlokalizować Kruka. Nizara okazała się mało szanowalna, ale możemy jej potrzebować jeśli znowu chcemy wchodzić na teren ruin Qabalrin. Może Pharat będzie lepszym kontaktem? Prawdę mówiąc nie chcę go narażać na oskarżenia o naruszenie łańcucha dowodzenia, ale danie dwóch tygodni Szponowi raz było złym pomysłem. Drugi raz go nie popełnimy. Trzeba działać szybko.
Wziąłem ze sobą trzy książki z biblioteczki i kilka drobiazgów. Hael’gha i Satros też wzięli to, co ich zainteresowało. Wtedy wrócił Binbom. Przedstawił nam pozycje wrogów i rozłożenie pomieszczeń oraz poinformował o pozostawieniu bomby, która po chwili wybuchła. Może i nie byłem zwolennikiem zabijania bez rozmowy, ale prawda jest taka, że w ogólnym rozrachunku wyeliminowanie trzech kolejnych osób uratowało nam życie. Wyszliśmy szybko w stronę wybuchu i zneutralizowaliśmy duergarskiego inżyniera. Ustabilizowałem go i zabrałem klucz – być może do jego domu. Trzeba oddać przy okazji. Binbom natomiast zabrał klucz mechaniczny z wygrawerowanym: „Najzdolniejszemu synkowi – tata”. Z ofiar wybuchu nie było co zbierać. Przykro, ale korzystnie. Dwa szkielety padły szybko. Weszliśmy do sali z Garrowem i wyjątkowo silnym jakby kościanym rycerzem – jakby, bo martwym.
Garrow, a dokładniej Robert Garrow, nie chciał już rozmawiać i powiem szczerze, że nawet mu się nie dziwię, ale jego kościany kolega był ewidentnie niemiły i to zupełnie bez potrzeby. Walka była bardzo trudna, ale obaj nie żyją, Garrow wcale nie był wampirem, a zmiennokształtnym. Nie wiemy czy zabiliśmy kogoś, kto się podszywał czy Garrow od początku udawał wampira tylko dla atencji. Za tym że to był prawdziwy Garrow przemawia fakt, że używał bardzo zaawansowanej magii. Za tym, że się podszywał, cóż – dlaczego zmiennokształtny mając nieograniczony wybór, zdecydowałby się na tak nieestetyczną postać i, dodatkowo, tatuaże na szyi. To nie wydaje się zasadne.
Zebraliśmy jeszcze trochę rzeczy i kiedy kierowaliśmy się do wyjścia, dołączył do nas Smargat z kolegą goliatem o imieniu Turdog. Rozbroili się z rozsądku, ale o ile goliat zaprzyjaźnił się z Binbomem, to Smargat tylko robił nam wyrzuty sumienia bez potrzeby. Mogliśmy go przeszukać przed wydaniem.
Wyszliśmy z baru i zostaliśmy zatrzymani przez Miecze. Chcieliśmy wydać Smagrata Tophurowi, ale może oddanie go w ręce Karrnijczyków wyjdzie na dobre. Nie chciałem zaczynać kontaktu z Drago Thulem od masakry w jego dzielnicy, jednak życie czasami układa się jak się układa. Rilitar, strażnik, z którym rozmawialiśmy, wydawał się rozsądny i sam zakomunikował, że nie jest prawakiem. To dobrze wróży. Mam nadzieję.
Miecze dadzą nam znać kiedy Thul będzie się mógł z nami spotkać.
Binbom załatwił jeszcze sprawy w cechu, powiadomiliśmy też żonę Varrena o jego śmierci. Binbom przekazał też zabrany duergarowi klucz mechaniczny z grawerem ich synowi. To było zaskakująco piękne, właściwe i szanowalne. Mam poważny problem z wybaczeniem sobie śmierci tego krasnoluda.
Wieczorem udaliśmy się na spotkanie z Kelanem. Chyba wzbudziliśmy jego współczucie. Kelan pokazał nam swój znak cienia. Powiedział też, że Lassite jest całkiem nienajgorszym lordem. Najgorszym jest Amanatu, któremu podległa jest straż i który dogaduje się z domem Kundarak. Być może Kelan wspominał też, że Amanatu i Kundarak nie lubią się z Lyrandar. Nie jestem pewien. Byłem skrajnie zmęczony i temat zszedł na stosunek płciowy między mężczyznami. Rozdzieliliśmy się, drowy spędziły noc ze swoimi partnerami, ja ze swoim.
9 Dravago 998 Drago Thul i Dróżnicy
W oczekiwaniu na spotkanie z Drago Thulem, udaliśmy się do latarni, do której przewiózł nas rybak Bartolomeo. Był prostym człowiekiem, sądził, że paranie się magią to nie prawdziwa praca, ale wiosłował dobrze. Poczekał również aż skończymy z magiem. Dobry przewoźnik.
Latarnia zdawała się nie mieć wejścia, więc zapukaliśmy magicznie. Brodaty, łysy człowiek wyjrzał w końcu przez małe, niewidoczne wcześniej okienko wielkości jednej cegły i dał się przekonać do wyjścia. Robił wrażenie osoby silnie paranoicznej, ale też lubiącej zwierzątka. Jego papierowy smok chowaniec Listek był niezwykle uroczy.
Udzielił nam następujących informacji i obietnic:
Informacje dodatkowe:
Dróżników jest mniej niż 50, ale współpracują z łowcami. Uruk stwierdził, że aberracji jest coraz więcej, ale nie znają przyczyny tego stanu rzeczy. Nie jest to czas zwiększonych manifestacji, pieczęci trzymają, a aberracji jest więcej i więcej. Pozostaniemy z Dróżnikami w kontakcie. Powinni mieć wspólne cele z Umbragen.
10 Dravago 998 Tul'kas i SS
Po przejechaniu kolejnego odcinka drogi zadecydowaliśmy się na odstawienie koni i podążanie dalej pieszo. W końcu dotarliśmy do obozu ustawionego przy wykopalisku. Gdy nasze drowy przyjmowały dogodną do ataku pozycję w krzakach, razem z mężem podeszliśmy do nieumarłego rycerza i czwórki równie nieumarłych żołnierzy celem nawiązania dialogu. Niestety nie byli chętni.
Skierowaliśmy ogień w stronę rycerza, który padł bardzo szybko i znów podjęliśmy próbę nawiązania dialogu. Znów bez skutku. W tamtej chwili straciłem nadzieję. Często mi się to ostatnio zdarza. Czy jestem odpowiednią osobą do pełnienia posługi Vol? Czy świadomość członków SS jest tak spaczona, że odpowiednia osoba by im podołała? Co z resztą Karrnijczyków o prawicowych poglądach? Gdy zwierzałem się Hael'dze ze swoich rozterek z tunelu w centrum wykopalisk wyszedł człowiek z kolejnym nieumarłym. Powaliłem tego drugiego, Satros wrzucił pierwszego do dołu, a Binbom zarzucił sieć. Chwilę potem Hael'gha zaciemniła jego pozycję. Nie jestem w stanie opisać co działo się na dole, jednak na górze panowała pogodna atmosfera. Binbom odpalał od cygara znalezione chwilę wcześniej laski trotylu i ciskał nimi w ciemność. Hael'gha zanosiła się że śmiechu, my z Satrosem rzucaliśmy lub strzelaliśmy na oślep. W końcu ciemność opadła odsłaniając zwłoki mężczyzny i dwóch kolejnych, silnie uszkodzonych osób. Wejście natomiast należało na nowo odkopać.
Po chwili przerwy zeszliśmy na dół, natychmiast rzucając strefę ciszy. Dwóch kolejnych wrogów przestało istnieć nawet nie pisnąwszy. Rogata kobieta zdołała jednak wyjść z pokoju i swoją śmiercią poza strefą ciszy powiadomiła kolejną dwójkę.
Już na tym etapie walki zaczęło być ciężko, jednak niespełna minutę później mogliśmy się zebrać na naradzie i procedurze utrudnienia martwym zostanie nieumarłym.
Planu nie było, była za to inskrypcja na ścianie "Ognia moc was poprowadzi, światło śmierci twej zaradzi" spisana w starogigancim, która niestety nie zainspirowała nas do żadnych rozwiązań. Wtedy, w jaskini rozległ się głos istoty witającej nas w swoim leżu. Hael'gha zajrzała przez dziurkę od klucza jedynych na razie nieotwartych drzwi i zobaczyła istotę, która została zidentyfikowana przez Satrosa jako lisz i cztery kolorowe lampki. Lisz czekał na nas twierdząc, że ludzie Kruka byli jego gośćmi. Wiedzieliśmy, że walka z nim nie ma sensu póki nie zlokalizujemy i nie zniszczymy jego filakterium. Właśnie wtedy nadszedł czas, w którym przyszło nam się zmierzyć z szyfrem stworzonym przez największą starożytną cywilizację tego kontynentu. Nie było łatwo. Rolując głowami poległych udało nam się sprawnie rozbroić pułapki, jednak tajemnica szyfru pozostawała poza naszym pojmowaniem. Światła przy liszu, światła na posągach i inskrypcja na ścianie - wiedzieliśmy, że są ze sobą powiązane i próbowaliśmy wszystkiego.
Zniecierpliwienie w grupie narastało. Mieliśmy świadomość mierzenia się z czymś wielkim, ale presja czasu i świadomość czekającego obok lisza nie były pomocne.
W końcu geniusz i piromania mojego męża doprowadziły nas do złamania pierwszej pieczęci, zgadując na oślep złamałem kolejną, a Hael'gha dwie ostatnie. Nie ukrywam, zsynchronizowanie się z intelektem starożytnych gigantów, sposobem myślenia umysłów, dzięki którym Cyrańczycy stworzyli takich jak ja, było momentem niezwykłym. Gdy kontemplowałem nasz sukces, Hael'gha zdawała się być na skraju swojej cierpliwości.
Na drodze do lisza stał wąski most. Zdecydowaliśmy się na ciągły ostrzał i natychmiast zauważyliśmy, że istota jest zaledwie iluzją. Kontynuowaliśmy ostrzał z magicznych zasobów odnawialnych i doszliśmy do pokoju, w którym czekał na nas Kruk.
Sala była pełna maszyn, które Kruk chciał nam zaprezentować używając wywyższającego się tonu. Zasugerował też, że nie szanujemy nauki, co sprowokowało natychmiast Binboma. Sam również pozostawiłem resztki opanowania w poprzednim pokoju. Czy to za sprawą ludzi przy wejściu, którzy twierdzili, że żeby dojść do Kruka będziemy musieli przejść przez nich? Czy za sprawą obecności Marshalla? Może przez maskę Kruka, która uruchomiła we mnie tryb wojennej agresji? A może przez własną niepewność co do postrzegania świata, źle ulokowane zaufanie, własny brak tolerancji dla wyborów modowych utrudniających podtapianie kogoś, kto napisał, że Vennys nie była dość dobra. Może...
Wracając do tematu. Marshall i inżynier stojący przy starożytnej maszynie nie stanowili bezpośredniego zagrożenia, ale Kruk i sprzymierzona z nim nekromantka jak najbardziej. Walka była długa i bolesna. Ponosiliśmy bardzo wysokie straty, a czapka Kruka wciąż pozostawała poza zasięgiem. Ciemność, cisza, użycie wszystkiego, czym dysponowaliśmy bardzo powoli przechylało szalę na naszą stronę. W końcu Kruk stracił czapkę i po chwili leżał bez życia pod latającym w panice chowańcem. Nekromantka w ostatnim akcie desperacji próbowała sięgnąć inżyniera, ale również została zneutralizowana. W ostatnim ataku Trybsonek sprawił, że Marshall w końcu przestał być prawakiem, a inżynier poddał się bez słowa. Był niemy.
Przeszukaliśmy zwłoki i przesłuchaliśmy inżyniera. Nie wiedział wiele. Zdawał się też nie widzieć wcześniej włączonej konsoli, pomimo że jego zadaniem tu było właśnie jej uruchomienie. Starożytna maszyna, okazała się być projektorem mapy nieba. Zawierała też informacje o ciałach niebieskich i ich koniunkcjach. Ogrom informacji do przeanalizowania na spokojnie. Kalendarz konsoli zawiera trzynaście miesięcy i zaginiony miesiąc kojarzy z planem snów i z Quori - istotami, z którymi giganci walczyli przed erą drowów na Xen'drik.
Do czego te informacje były potrzebne SS? Czy prowadzą do kolejnego zaginionego artefaktu? Musimy się tego dowiedzieć. W czasie pisemnego przesłuchania inżyniera i wstępnych oględzin maszynerii, Binbom zajął się magiczną identyfikacją łupów. Gdy dotknęliśmy amuletu, przemówił w naszych głowach kobiecym, chłodnym głosem. "Ciekawe, teraz widzę was dużo wyraźniej". Słysząc to założyłem na chwilę pierścień zidentyfikowany jako blokujący myśli. Blokował słowa, ale czułem, że coś wciąż chce do mnie przemówić.
11 Dravago 998 Droga do domu
Jeszcze przed śniadaniem posprzątaliśmy nieco i przejrzeliśmy zdobycze. Kruk chciał dotrzeć do giganciej wiedzy, która nie została jeszcze odkryta przez narody Khorvaire, znaleziona książka o gigantach zawiera głównie wiedzę powszechną, a konsola, której wciąż nie umiemy zbyt obsłużyć, zawiera informacje o 13 księżycach, 13 miesiącach i zmiennych w oddziaływaniu stref manifestacji.
Wkrótce po opuszczeniu i zakamuflowaniu wejścia do podziemi, z przykrością stwierdziliśmy, że nasze konie zaginęły. Wyśledzenie ich nie stanowiło problemu, jednak szybko okazało się, że przyczyną zaginięcia koni było ich porwanie. Co gorsza, konie zostały przywłaszczone przez Pleśniaki – małe i kolorowe stworzonka. Nie lubię atakować małych i kolorowych stworzonek. Na szczęście Hael’gha zdołała się z nimi porozumieć za pomocą magii. Stanęło na wymianie. Oddaliśmy zabrane z Tul’kas kilofy i kilka łopat, a konie wróciły do nas.
14 Dravago 998 Miecze Karrna
Następnie odszukaliśmy Bartolomeo i popłynęliśmy do Eldamira, który przygotował ceremonię spalenia zwłok nieumarłego kompana Garrowa. Mag wyrysował schludny krąg na ziemi, zaczął swoją inkantację i polecił mi rozpoczęcie modlitwy. Nieco się zawstydziłem, ponieważ nigdy wcześniej nie podejmowałem takiej czynności. Rytuał doszedł do skutku, ale przy najbliższej okazji muszę porozmawiać o istocie modlitwy z Akilem.
Zebraliśmy pył, który ma pomagać w odpędzaniu nieumarłych i pogawędziliśmy jeszcze chwilę. Eldamir zastanowi się nad udaniem się z nami na wycieczkę do Tul’kas, pozwoli nam też na jednoosobowe wizyty w jego bibliotece w razie potrzeby.
Kolejnym punktem dnia była wizyta u Drago Thula. Oddaliśmy mu zdobyte głowy i zasugerowaliśmy oddanie nam Czarnego Frachtowca – tawerny i statku. Thul jeszcze rozważa tę opcję, ale jego największą obawą był fakt, że pod Frachtowcem znajduje się sieć tuneli, które muszą być uprzednio zabezpieczone. Dobrze sobie radzimy z tunelami, mamy też zaprzyjaźnione koboldy. Thul powiedział też nieco więcej o Illmarow. Kobieta jest dowódczynią SS, miała duży i destruktywny wpływ na Karrnath w czasie wojny. Podejrzewa się, że jest liszem.
W siedzibie Mieczy Karrna otrzymaliśmy jeszcze jedną wiadomość – Barinessa nie dotarła do miasta. Wcześniej słyszeliśmy informacje o wielkim sztormie jaki nawiedził okolice Stormreach i Kłów Shargona oraz plotki o rozbitym statku. Wywołało to mój wielki niepokój.
Wieczorem każde z nas rozeszło się w inną stronę. Wraz z mężem poszliśmy opatentować jego wynalazki, zwrócić głowę żonie Varrena oraz zorganizować transport na akcję poszukiwawczą. Satros udał się do Kelana, a Hael’gha cóż, nie poinformowała nas gdzie idzie.
15 Dravago 998 Poszukiwania Barinessy
Obecni tam Sahuagini nie byli tak mili jak Ciimo. W zasadzie to wcale nie byli mili. W którymś momencie wśród wrogów pojawiła się zamaskowana postać. Zaatakowaliśmy ją z mężem, ale niepotrzebnie. Postać okazała się być Barinessą. Wspólnie pokonaliśmy resztę ludziorybów i dowiedzieliśmy się, że ci przetrzymują wciąż dwóch członków załogi zatopionego statku oraz dziecko kapłanki Vol. Zregenerowaliśmy się nieco i ruszyliśmy dalej.
Barinessa okazała się być nie tylko osobą nad wyraz przyjazną, ale też nieocenioną w walce. Tłum ludziorybów rzucił się na nas bez litości. Ryby z trydentami były wszędzie. Wszędzie. Mam pewne luki w pamięci z tej walki, ale co chwilę traciłem przytomność i budziłem się z rybą przed oczami. Ryby są straszne. Odnaleźliśmy w końcu uwięzionych marynarzy, a później dziecko naszej kapłanki – na szczęście całe i zdrowe. Wtedy jednak z wody wyłonił się przywódca sahuaginów – wielki człowiekorekinoryb. Daliśmy mu radę i mogliśmy bezpiecznie wrócić do Stormreach. Hael’gha i Satros powiedzieli gdzie się udają na noc, a ja wraz z mężem, Barinessą i Rufusem skierowaliśmy się do Kapitularza.
16 Dravago 998 Powrót do Stormreach
Dowiedzieliśmy się też o istnieniu Szczurów Lądowych – gangu, który wymusza haracz na przedsiębiorcach w Stormreach, w tym, najprawdopodobniej, na właścicielach Kota Pokładowego. Bardzo nieszanowalne zachowanie. Właścicielka Kota pozostawiła jednak sprawę bez komentarza.
Odwiedziliśmy również miejsce pracy Kelana i poznaliśmy imię jego byłego. Carlos był ponoć, cytuję, dobrym chłopakiem.
Wieczorem natknęliśmy się na kapitana Morrigana, ale on nie natknął się na nas – obserwowaliśmy go z daleka. Kapitan spotkał się z zakapturzonym elfem i wręczył mu przedmiot. Elf odjechał, a my nie podjęliśmy żadnych działań.
17 Dravago 998 Podziemia
Idąc dalej natrafiliśmy na przeszkodę w postaci rozpadliny, która utworzyła się pod naszymi nogami. Hael’gha, Barinessa i Tierra spadły na jej dno, a Hael’gha postanowiła zbadać jaskinię, co zaowocowało walką z płaszczowyjem, który obecnie nie żyje. Wspięliśmy się na górę i zabezpieczyliśmy rozpadlinę krwawym napisem na ścianie i linami.
Udaliśmy się w dalszą drogę i natrafiliśmy na rozwidlenie. W prawym, węższym tunelu Binbom zastawił pułapkę i skierowaliśmy się do lewego, który prowadził do rozszerzenia. Odbyliśmy nerwową rozmowę z Tierrą, która robiła zbyt dużo hałasu swoją zbroją i zaczailiśmy się na coś, co wydawało szurające odgłosy. Jako jedyny niczego nie widziałem, więc czekałem na reakcję męża, który nagle rzucił się do ataku. Przeciwnikiem okazała się istota zwana błyskochujem lub błyskozgubą. Nazewnictwo najprawdopodobniej jest kwestią regionalną. Pokonaliśmy bestię, która migała, znikała i zadawała obrażenia, po czym oskórowaliśmy ją, pobłogosławiliśmy ją i głowę szczura i ułożyliśmy się na spoczynek w jej leżu.
18 Dravago 998 Podziemia – ciąg dalszy
Podróż wydawała się mijać pomyślnie, a przynajmniej takie wrażenie sprawiali ci, którzy widzą w ciemności. Nagle jednak Satros zorientował się, że coś jest nie tak jak powinno i znajdujemy się w nieznanej mu części podziemi. Co gorsza, Hael’gha zauważyła w oddali wątłe światło. Po dość długiej naradzie zdecydowaliśmy się za nim podążać. Znaleźliśmy pułapkę na podłodze, której rozbrojenie kosztowało nas głowę szczurzej samicy i kilka naboi mojego męża. Wtedy usłyszeliśmy też ciche inkantacje.
Jeśli moduł pamięci mnie nie myli, wchodziliśmy do pomieszczenia, z którego dobiegały modlitwy z planem ukrycia się. Hael’gha, Barinessa i Tierra zdecydowały jednak by usiąść w ławce na widoku. Kultyści nie byli przyjaźni i zasugerowali, że nasze panie będą dobrymi ofiarami w przeprowadzanym właśnie rytuale. Hael’gha postanowiła wtedy zaproponować im ofiarę z Tierry. Założyłem, że to podstęp. Binbom natomiast, być może słusznie licząc się z ciemną stroną Hael’ghi, prewencyjnie zaatakował.
Kultyści przestawali żyć jeden po drugim. Problemem pozostawał jednak unoszący się nad ziemią nieumarły Obserwator. Obrzydliwa istota, też przestała żyć - znowu.
Gdy plądrowaliśmy trupy Hael’gha i Satros wyszli na zewnątrz jaskini. Po chwili też do nich dołączyłem. Znajdowaliśmy się w lesie, który nijak nie przypominał tych na Xen’drik. Spojrzałem więc w niebo, które oświetlał jeden księżyc. Nie byliśmy na powierzchni Eberronu, Hael’gha nie mogła skontaktować się ze swoją patronką, wszystko było źle. Doświadczając kolejnych błędów systemu kontroli, sporządziłem mapę nieba. Później udaliśmy się na spoczynek. Skontaktował się z nami wtedy kapitan Morrigan. Ma zamiar opuścić Xen’drik i chciał przedstawić nam wyniki śledztwa w sprawie Vennys. Mam nadzieję, że uda nam się spotkać.
19 Dravago 998 Zgroza kieszonkowego wymiaru
Hael’gha, Satros i Barinessa chcieli szukać drzewa i drogi powrotnej w lesie. Ja z mężem i Tierrą spróbować wrócić tunelem. Osiągnięcie porozumienia nie było możliwe, więc zadecydowało rzucenie monetą. I tak, przeczesywaliśmy podziemne tunele przez kilka godzin z zerowym skutkiem. Niestety trzeba było zawrócić do lasu.
Przy samym wyjściu Binbom został pochwycony przez ziemię i pędy, na szczęście kichnięcie pozwoliło mu na uwolnienie się. Spokojny Binbom przejął też wtedy kontrolę nad swoim ciałem. Te chwilę są bardzo niepokojące. Las robił wrażenie obcego, ale nie jak gaj daelkyrów. Satros zebrał kilka roślin i wtedy, z nagła, drogę zagrodziła nam gałąź – ramię drzewca. Drzewna istota wydawała się na początku groźna, oplatała nas korzeniami, powstrzymując ruch. Twierdziła, że nie mamy szacunku dla tego miejsca. W końcu jednak złagodniała, nazwała mnie drewnianym bratem i poleciła utrzymanie grupy w ryzach w drodze do drzewa wiedzy. Satros natychmiast postanowił wypuścić wtedy swoje pszczoły. Został powstrzymany.
Przez całą drogę byliśmy obserwowani, kolejne drzewce pojawiały się i znikały z naszego pola widzenia. Nie wszystkie były jednakowe. Niektóre, wyjątkowo humanoidalne, wyrastały z drzew, przypominając nieokute w zbroję jednostki mojego typu. Czy to stąd pochodzimy? Czy Cyryjczycy wycinali nas z takich miejsc i przygotowywali do walki? Nauczyli się nas hodować? Spokojny Binbom twierdził, że wszyscy, którzy mogliby to wiedzieć, zapewne nie żyją.
W końcu dotarliśmy do drzewa wiedzy – rozłożystej rośliny, robiącej wrażenie szklanej, z której gałęzi zwisały mieniące się owoce. Hael’gha zaczęła od rozmowy z pobliskimi krzewami, które wyjaśniły, że zjedzenie jego owocu może się wiązać z otrzymaniem wiedzy, która jest trudna do przyjęcia, ale też że uszanowaliśmy las i każdy może skosztować owocu wiedzy. Zanim zdążyliśmy ocenić i przedyskutować ryzyko, Satros zjadł owoc. Zjadł owoc z drzewa daelkyrów, na których spluwa niemetaforycznie za każdym razem, gdy ktoś ich wspomina. Twierdził, że zrobił to, żebyśmy my nie musieli. Nie dowiedział się jednak niczego o wyjściu z Khyber, więc Hael’gha jednak musiała. Tu jednak miał miejsce sukces i Hael’gha faktycznie dowiedziała się jak wrócić na Eberron.
Drowy nie odczuły skutków ubocznych, przynajmniej wtedy, a moja ciekawość zaczęła wygrywać. Chciałem zapytać drzewo o tak wiele, ale przede wszystkim o to jak pomóc Binbomowi. Myśl, że jego przypadłość jest śmiertelna wyrywa mnie ze stanu regeneracji od naszego ślubu. Nie mogliśmy się zgodzić co do tego czy powinienem zerwać owoc do tego stopnia, że wywiązała się między nami szamotanina. Zjadłem go jednak i doświadczyłem absolutnego przeładowania pamięci. Ciąg obrazów, głosów, emocji i informacji samych w sobie był w tamtej chwili zbyt duży. Wiem teraz jednak, że daelkyrzy mają odpowiedź na moje pytanie. Muszę spróbować zrekonstruować wszystko, co przeszło mi wtedy przez umysł. Barinessa też zjadła owoc. Dowiemy się z jakim skutkiem.
Poszliśmy za Hael’ghą, która otworzyła magiczne przejście w drzewie i w końcu znaleźliśmy się w domu. Może nie dokładnie w domu, ale na Xen’drik, wśród wystraszonych tabaxi, którzy widzieli jak wychodziliśmy z drzewa. Tabaxi okazały się jednak przyjazne. Odpoczniemy w ich obozie.
21 Dravago 998 Karawana tabaxi
22 Dravago 998 Ruiny yuan-ti
Na naszej drodze stanął w końcu godny przeciwnik – przesuwane drzwi. Spędziliśmy przy nich dłuższą chwilę, myśląc intensywnie i nasłuchując inkantacji yuan-ti, które zza nich dobiegały. W końcu Binbom przemienił mnie w chmurkę i umieścił w szklanej fiolce, a Tierra otworzyła drzwi siłą.
Walka zaczęła się natychmiast. Abominacja dostała w głowę fiolką, z której zmaterializowałem się ja. Dobicie wężowej istoty poszło gładko, jednak kolejne zaczęły się zbliżać. Yuan-ti kończyły swój żywot jedna po drugiej. Niestety, gdy kropla krwi ostatniej spadła na kamienny sarkofag, ten otworzył się, ukazując oblepioną krwią istotę, którą wężoludziom skutecznie udało się przywołać. Istota była, jak się później okazało, anathemą – bytem uważanym przez yuan-ti za półboga. Starcie było niezwykle wymagające, ale w przeciwieństwie do niej, przeżyliśmy. Ostatnimi słowami anathemy było: skaza powróci.
Gdy przeglądaliśmy już łupy, zaatakowało mnie z zaskoczenia najsłodsze kociątko w Ebberonie. Tabaxi był tak malutki, że nie miał jeszcze nawet imienia. Maleństwo szybko się uspokoiło, a z jednego korytarza wyszli jego żywi krewni. Niestety, większej ilości pojmanych nie udało nam się już znaleźć. Ponoć wcześniej byli tu też ludzie i elfy. Pozostała po nich tylko krwawa breja w sarkofagu. Zebraliśmy łupy, w tym księgę spisaną w otchłannym i zebraliśmy się w drogę powrotną. Do karawany dotarliśmy gdy już zapadał zmrok.
23 Dravago 998 Ostatnie Polowanie
Szukając noclegu napotkaliśmy Knuka, pokojowego starego giganta, który opuścił swoje plemię by umrzeć. Gigant wydawał się przygnębiony i samotny, chciałby już zakończyć swoje życie, wzlecieć wysoko jak ptaki, poza krawędź i udać się na polowanie ze swoim bogiem – Banorem Krwawą Strzałą. Knuk nie chce jednak odejść naturalnie, a w walce. Idziemy z nim na nocne polowanie.
Biografia
992-998
Miejsce konstrukcji: Eston, Cyre
Data aktywacji: 14 Olarune 992
Miejsce stacjonowania: Aundair
Cel: odparcie wrogich jednostek Karrnath
Data zniszczenia jednostki i jej dezaktywacja: 1 Rhaan 993
Data ponownej aktywacji 15 Vult 993
Miejsce stacjonowania w stanie spoczynku: Eston, Cyre
Cel: służba stwórcy o imieniu Yves Dufor
Data Dnia Rozpaczy: 20 Olarune 994
Cel: podtrzymanie życia stwórcy o imieniu Yves Dufor
Data śmierci stwórcy o imieniu Yves Dufor: 2 Aryth 994
Cel: błąd systemu, poszukiwanie celu
Data ogłoszenia pokoju, nabycie praw obywatelskich: 11 Aryth 996
Cel: podróż do miejsca, w którym przebywają inni obywatele Cyre
Data dotarcia do Sharn: 7 Zarantyr 996
Cel: ochrona obywateli Cyre, zrozumienie sił sprawczych świata
Data otrzymania zlecenia od Vennys Morrigan: 14 Eyre 998
Cel: ratowanie świata
Comments