Histories courtes, pt 2
Mimo, że odwiedził ją już kilkukrotnie, dalej nie mógł zrozumieć tego co zobaczył tamtej nocy. Dulla bardzo spokojnie wyjaśniła mu, że jest ara... arrrakokrą?
Dechet słyszał o przypadkach, gdzie choroba wykręcała kończyny na wszystkie możliwe strony lub komuś wyrastało owłosienie gęste jak futro. Ale... pióra? I twarz zniekształcona na tyle, że wyglądała jak kurzy dziób?
Równie dziwne było to, że gdy ich ręce się zetknęły gdy wyglądała jak kobieta, to nie wyczuł piór czy skrzydeł. Powiedziała mu, że jej prawdziwa postać mogłaby nie przypaść do gustu mieszkańcom Paryża, więc przyjmowała ona ową sylwetkę.
Chłopak dalej mało z tego rozumiał. Potem przyjął to jako coś faktycznego.
"Wynoś się odmieńcze z Domu Bożego!"
Zdziwiony podniósł spojrzenie na mężczyznę stojącego po drugiej stronie.
"- Przecież nawet nie jestem pod waszym... przybytkiem."
- Plugawisz nas swoją obecnością.
- Ale-
- Odejdź!"
Znał ten ton, dalsze próby powiedzenia czegokolwiek nie miały już sensu. Ale jednocześnie nie mógł sobie odmówić minimalnego pociągnięcia tej sytuacji. Po chwili bezruchu, pewnym i gwałtownym krokiem ruszył w kierunku klechy. A na głos zaczął mówić jedną z zapamiętanych dziecięcych rymowanek. Przerażony mężczyzna plecami przylegał do ściany kościoła, a w dłoni nerwowo zaciskał krzyż który nosił na piersi.
Nagle urwał i szybkim krokiem oddalił się, mijając kilka ulic.
Wierszyki w tym języku zawsze wywoływały efekt niepewności u innych. W tym dziwnym języku, który był obcy dla mieszkańców Paryża. A jednocześnie wydawał się bliski Dechetowi. Nie był w stanie sobie przypomnieć, skąd go znał.
Już czekał na miejscu spotkania dzisiejszego wypadu. Wypadu z Prestim, pierwszym od długiego czasu.
Przed nim nie miał nic do roboty, a nie chciał kazać drugiemu mężczyźnie czekać, więc był przed czasem na porte de Vanves. Znajdowało się tam jedno z większych targowisk. Bezcelową obserwację stoisk, przerwało mu gwałtowne odgonienie dwójki dzieci od jednego z kramów. Przerażone krzykami kupca, uciekły do znajdującej się obok uliczki. Wyglądały na wystraszone, głodne i... same.
Rozejrzał się i ruszył na market. Klucząc między kilkunastoma straganami i starając się nie zwracać na siebie uwagi, próbował z każdego podebrać coś drobnego do jedzenia. Chleb. Owoc. Kawałek mięsa. Warzywo. Po upewnieniu się, że nikt mu się nadmiernie nie przygląda, ruszył do uliczki w której wcześniej zniknęła mała dwójka. Było tam jeszcze jedno dziecko. I wyglądało równie nędznie co pozostałe. Kucnął w bezpiecznej dla nich odległości i wyciągnął rękę, w której miał część przyniesionego jedzenia. Nie odezwał się ani słowem, gdy maluchy brały od niego kolejne rzeczy. A potem wycofały się w zaułek, nie odrywając od chłopaka wielkich przestraszonych oczu.
"Nie wiedziałem że lubisz dzieci."
Obejrzał się i zobaczył stojącego za nim Prestiego.
"- Nie lubię. Są łykowate. Ale jest mi żal, są one pozostawione w... tym.
- A-ha."
Nie chcąc ciągnąć tematu, Dechet wyszedł z zaułka.
"- Gdzie?
- Musimy iść w stronę cmentarza Pere-Lachaise."
Kilkanaście minut szli w całkowitym milczeniu, aż przystanęli ulicę przed miejscem do którego zmierzali.
"- To kogo szukamy?
- Kogoś, kto został... wyrzucony z klasztoru.
- Hm!
- Tak, sam jestem ciekawy co mógł zrobić.
- Wygląd?
- Blondyn, z włosami związanymi w mały kucyk. Drobnej budowy, piegowaty. Prawdopodobnie ubrany w zielony kubrak z niewielką skórzaną torbą, z której wystaje kilka zwojów.
- W czym mogę wam pomóc?"
Odwrócili się zaskoczeni niespodziewanie zadanym pytaniem. Stał przed nimi młody mężczyzna, bardzo odpowiadający powiedzianemu przed chwilą opisowi.
To, że poszukiwany sam zgłosił się do nich, po usłyszeniu ich wymiany zdań, był dla nich na tyle szokujący, że przez chwilę żaden z nich się nie odezwał.
"Chyba to mnie szukacie?"
"Nazywam się Emilien."
Dalej dziwiło go to jego... pogodne usposobienie. Zupełnie jakby miał na sobie jakąś niewidzialną powłokę, która chroniła go przed wpływem ze strony złodziei, oszustów i krętaczy.
Bastien zakwaterował go w kamienicy przy La Cour des Miracles, miejscu które było główną siedzibą Frater. A jego głównym zajęciem wydawało się noszenie książek. Albo ich przeglądanie.
Emilien był też w mniejszości frate, którzy zachowali swoje stare imiona.
"- Mam cię zaprowadzić do biblioteki w dzielnicy obok. A po drodze towarzyszyć w miejscach, które będziesz chciał przy okazji odwiedzić."
- Świetnie. Jestem gotowy, możemy ruszać. Czekaj... czy to...? Dechet!"
Wyrwany z zamyślenia, rozejrzał się zdezorientowany i dostrzegł stojących niedaleko Emiliena i Prestiego.
"- Masz teraz chwilę? Pójdziesz z nami? Może iść?
- Może. Jeśli tylko... może.
- To chodź z nami. Idziesz?"
Niepewnie kiwnął głową, dalej próbując zrozumieć co się właśnie wydarzyło. I to, że ktoś reagował na jego obecność z taką... sympatią?
"Ale naprawdę wyglądasz dość niezwykle."
Podniósł zdziwiony wzrok na stojącego obok niego blondyna, który układał księgi.
"- No chyba się ze mną zgodzisz Presti?
- Nie zaprzeczę, coś w tym jest. I nie chodzi tylko o... o uszy."
W tym momencie Dechet zdał sobie sprawę, że w towarzystwie tej dwójki zdarzało mu się ściągać kaptur. Coś, co było nie do pomyślenia wśród innych ludzi - frate czy nie frate.
"- Ma tak intensywnie zielone oczy.
- Czasem mówi coś do siebie, ale nie idzie tego w ogóle zrozumieć.
- I ma taką wątłą sylwetkę?
- Smukłą?
- Może to z wcześniejszego niedożywienia?
- Ale... pamiętacie, że stoję tutaj obok?"
"- No a potem siedzieliśmy przy browarze na placu.
- Cieszę się, że udało ci się z kimś nawiązać znajomość. Może kiedyś któregoś przyprowadzisz, to go poznam?
- Przed czy po zamknięciu?
- Zdecydowanie po zamknięciu ko-ko-kochaniutki."
"- Wiem, że nie darzysz kościołów zbytnią sympatią? Co powiesz, na *pożyczenie* ich mszalnego koszyka?
- Mów dalej."
"- Podasz mi Tom Siedmiu Gwiazd?
- A które to?
- Ta księga z czerwonym grzbietem.
- Znaczy, plecami? To jest takich um, kilka.
- Powinna mieć tytuł na górze grzbietu.
- Te szlaczki, co są też na stronach? Nie wiem jak je rozróżnić, ale - podniósł jeden z oglądanych tomów - tutaj jest coś, co wygląda jak gwiazda.
- Tak! Dokładnie tego potrzebowałem - powiedział zadowolony - A na twoje nie-czytanie może uda się nam coś zaradzić."
"Spójrz na to."
Emilien wziął sobie do serca swoją wcześniejszą deklarację. Jak tylko mógł, starał się znaleźć czas na nauczenie Decheta czytania kolejnych liter. Przy okazji starając się wpleść również ich pisanie.
"- Nigdy nie wątpiłem w twoje umiejętności złodziejskie.
- Ale?
- Ale chyba wiem, gdzie faktycznie możesz sprawdzić ich poziom.
- I twoim zdaniem to miejsce to...?"
Presti dłonią wskazał w kierunku murowanej, jasnej twierdzy w południowej części miasta.
"Nieważne co uda ci się przynieść - na pewno będzie miało to dużą wartość. Zarówno materialną jak i wizerunkową."
Nie był pewien, czy tak bardzo zależało mu na aprobacie z jego strony. Czy też ze strony pozostałych frate.
"Dam radę." powiedział po chwili milczenia.
"Łapać go!"
Finalnie okazało się to o wiele trudniejsze niż zakładał. W pałacu odbywało się jakieś wydarzenie. Skupione wokół jednego z żołnierzy. Wyglądało jakby czarnoskóry mężczyzna przyjmował coś od króla? Ale to wszystko spowodowało zwiększoną ilość żołnierzy w zamku.
Nie jest pewny, co zrobił źle ale skutkiem tego była bardzo szybka i bardzo chaotyczna ucieczka z pałacu. Kilkakrotnie był metr od bycia pochwyconym.
Niezgrabne zejściu z murów zakończyło się upadkiem. Przy brzegu Sekwany czekał na niego przerażony całą sytuacją szuler.
"Co wyście sobie do cholery myśleli?!"
Dechet stał w gabinecie, w kamienicy przy Dziedzińcu Cudów.
"To był chyba najbardziej gówniarski pomysł, jaki mógł wam przyjść do tych pustych łbów!"
Nie wypowiedział ani słowa, patrząc raz na biurko, raz na stojącego przy nim rozzłoszczonego mężczyznę. Bardzo rozzłoszczonego mężczyznę.
"Dlaczego Luwr, czy ty do reszty straciłeś pokorę? Rozumiem kościół i targowisko - ale pałac królewski?!"
"- Pomyślałeś w ogóle, co by się stało, gdyby was złapali? Żadna chłosta, żaden areszt, żadne więzienie z którego jeszcze bym mógł was wyciągnąć. Przy schwytaniu w pałacu, karą jest natychmiastowe ścięcie! Nawet nie dostał bym szansy na jakikolwiek ruch!
- Ale nie daliśmy... Nie dałem się złapać.
- Zamilcz chłopcze - ton Bastiena wskazywał na koniec jakiejkolwiek dyskusji - Natychmiastowo zbierz to, co masz w swojej kwaterze i zgłoś się ponownie do mnie."
Starając się nie wydać najmniejszego dźwięku, chłopak opuścił gabinet przywódcy Frater. Z uczuciem rosnącego strachu, pospiesznie udał się do swojej noclegowni.
Arlo's Journal Ordered oldest to newest
-
The Journal Entry’s title
25 Oct 2023 04:57:27
-
Preludium
25 Oct 2023 04:59:33
-
Histoires courtes, pt 1
12 Feb 2024 07:45:42
-
Histories courtes, pt 2
12 Feb 2024 09:25:56
25 Oct 2023 04:57:27
25 Oct 2023 04:59:33
12 Feb 2024 07:45:42
12 Feb 2024 09:25:56
The major events and journals in Arlo's history, from the beginning to today.
The list of amazing people following the adventures of Arlo.
Social