Remove these ads. Join the Worldbuilders Guild
Thu 15th Feb 2024 09:15

Dziennik Saoirse - wpis trzeci

by Saoirse

Jak udało mi się ustalić, poprzedniego dnia wyruszyliśmy do Żebraczego Gniazda, żeby odnaleźć Jakobiego - ten półelf doprawdy kosztuje nas więcej wysiłku, niż powinien. Na miejscu spotkaliśmy bardzo sympatyczny patrol tamtejszych mieszkańców. Jeden z nich - Bernard - wskazał nam drogę do namiotów, w których podejrzewał, że Jakobi przebywa. Udaliśmy się tam wszyscy razem, aby przeszukać miejsce. Złodziej był obecny i smacznie spał, kiedy go znaleźliśmy. Jakobi nie chciał współpracować i utrudniał nam zadanie, ale ostatecznie oddał amulet. Niestety chcąc uniknąć kary, postanowił zbiec z miejsca aresztowania. Lila na szczęście szybko zareagowała i powaliła półelfa przy pomocy metalowych kulek. Plan był tak skuteczny, że nawet ja padłem (haha! padłem!) jego ofiarą i w wyniku upadku ciąłem Jakobiego po nodze. Nie było to zamierzone, ale przynajmniej unieszkodliwiło go w razie dalszego stawiania oporu.
Wraz z Bernardem powróciliśmy do świątyni Tyra, gdzie władze przejęły przestępcę - oby za swoje zbrodnie otrzymał surową karę.
 
Wracając do tawerny usłyszeliśmy piękny śpiew - podążając za jego głosem niczym wędrowcy wprost w pułapkę harpii, trafiliśmy w ciemny zaułek, gdzie tajemniczą śpiewaczką okazała się mroczna elfka imieniem Yegwe Kalaran. Spytałem o treść pieśni, której nie rozumiałem i okazało się, że to piękna opowieść o miłości rycerki i niewolnika, dla którego poświęciła życie, a jej kochanek spędził resztę życia trwając przy jej grobie. Wspaniała historia, a już się bałem, że ten świat nie ma tak dobrych opowieści. W końcu nadszedł czas na wyczekiwany odpoczynek. Nie wiem, czy w domowym łożu wysłanym jedwabiem spałem kiedykolwiek tak dobrze, jak tutaj po tym męczącym dniu.
 
Po przekazaniu władzom Jakobiego pozostało nam jedynie zwrócić amulet Jaśminowemu Rycerzowi - następnego ranka ponownie udaliśmy się do ponurego grobowca, gdzie spoczywały jego zwłoki i odłożyliśmy zgubę na miejsce. Rycerz objawił nam się osobiście, aby przekazać nam kilka tajemniczych słów. Kazał nam też przekazać, że "duch mieszkańców doliny jest silniejszy niż myślicie", ale nie zdradził komu mamy to przekazać, co znacznie utrudnia nasze zadanie. W końcu poprosił też, abyśmy zabrali jego miecz i użyli go w walce z hordami nieumarłych. Rapier Jaśminowego Rycerza trafił więc w moje ręce, gdzie na pewno się nie zmarnuje - jest to całkiem ładna i przydatna broń. Na pewno będzie się świetnie prezentować wraz z kapeluszem Apollona. Ach, no i poza tym czeka nas wojna z siłami jakiegoś nekromanty. Kto wie, czy nie trafimy na lisza, tak jak sam Rycerz.
 
Po wykonaniu zadania i odebraniu nagród, poszliśmy razem z Orianą do Gildii Magów, aby przekazać wiadomość od jej mistrzyni. Z ciekawości udaliśmy się do środka, aby poznać samego Girima Bacha, arcymaga. Okazał się rozczarowująco nadęty i zamknięty w swojej bańce. Nie wyglądał, jakby często ruszał się spoza swojego biurka pełnego przysmaków. Ponadto wykonywał ewidentnie niechciana awanse w stronę Oriany, przez co czuła się niekomfortowo. Mało zachęcający człowieczek. Dalej poszliśmy załatwiać moje sprawy - w końcu potrzebowałem czegoś, co zwą tu "oficjalnym obywatelstwem". Szalony koncept, a samo jego zdobycie było dość męczące, ale ostatecznie się udało. Dostałem imię Saoirse Godnouchy i złożyłem przysięgę, że bronić będę swojego domu (co już mogę uznać za podpunkt nieważny, ponieważ w momencie składania przysięgi, domu w tym mieście nie posiadałem), dbać o współmieszkańców (również bardzo obszerny nakaz, pozostawiony zapewne do dowolnej interpretacji) i stać na straży prawa (muszę zatem przyswoić tutejsze prawo, bo trudno stać na straży czegoś, czego się nie zna). Dziewczyny zabroniły mi dalej drążyć tę sprawę, pozostałem więc sam ze swoimi wątpliwościami.
 
Dalej dzień minął nam miło - poszliśmy na na obiad do mistrzyni/matki Oriany, gdzie zjedliśmy i porozmawialiśmy w przyjemnej atmosferze. Później dołączyliśmy do Gildii Awanturników - nie wiem jeszcze, w jakim celu, ale ponoć tak łatwiej znaleźć pracę. Dodatkowo wpadliśmy na wieczorny trening, gdzie sprawdziliśmy swoje umiejętności bojowe. Moje okazały się mierne, więc wciąż myślę, że lepiej mi polegać na magii. Dzień ponownie zakończyliśmy w tawernie Lili. Kolejnego dnia za to przybytek nawiedziła grupa drowek z jeńcem - okazało się, że były tak miłe, że dopadły spiskowców, którzy planowali przejąć magiczne piwo Lili! Byłaby to niechybna strata, dobrze więc, że nasze nowe sojuszniczki stały na straży. W zamian potrzebowały wyrobienia dokumentów. Biedne dziewczęta będą musiały przejść ten sam żmudny proces chodzenia po tutejszych urzędach.
 
W końcu też znaleźliśmy pracę! W mieście ponoć grasują szpiedzy Zentów - radny, który zlecił nam to zadanie, powiedział, że jest ich trzech. Informacje wyciągnęli od jednego, który nieudolnie udawał chłopca stajennego. Wyciągnęli od niego listy pisane grypserą i broszkę z symbolem Bane'a, co nigdy dobrze nie wróży. Ale przynajmniej mamy co robić w kolejne dni!